Prawda o „sensacyjnych” zarobkach kierowców – może warto przeliczyć to na godziny?

Artykuł „Interii” czeka pod tym linkiem.

Ogólnoinformacyjne media znowu piszą o zarobkach kierowców ciężarówek. „Interia” opublikowała w niedzielę tekst zatytułowany „Wynagrodzenia kierowców mogą wzrosnąć dwukrotnie”. Już na samym wstępie pada tam bardzo wymowne stwierdzenie: […] za 7 tys. zł „na rękę”, czyli średnią z ubiegłego roku trudno teraz znaleźć kierowcę. Zmiana przepisów może spowodować, że od lutego 2022 r. stawka kierowcy w ruchu międzynarodowym wzrośnie do 14 tys. zł. brutto. A społeczeństwo na to wszystko patrzy, tworząc sobie jakiś absurdalny obraz, w którym branża transportowa jest branżą finansowych krezusów.

Przede wszystkim, to wyrażenie ze wstępu nie jest do końca prawdziwe. Bardzo niefortunnie użyto tam słowa „stawka”, gdyż do 14 tys. zł brutto mogą wzrosnąć łączne koszty zatrudnienia jednego kierowcy, a nie rzeczywiste „stawki” otrzymywane przez kierowców. Te ostatnie mają pozostać na mniej więcej tym samym poziomie, a zwiększą się jedynie podatki oraz składki socjalne. Będzie to efekt przejścia z systemu „podstawa plus diety” na jednolite, oskładkowane wynagrodzenia, zapowiadane dokładnie w tym artykule: Nowy system wynagrodzeń dla kierowców – ZUS od średniej płacy, krajówka po staremu

Druga sprawa to natomiast fakt, że zarobki kierowców ciężarówek znowu nagłaśniane są z pominięciem warunków ich pracy. Robi się z tego sensację już od dobrych kilku lat, a obecny niedobór kierowców tylko pogorszył sytuację. Wszędzie pisze się jak dużo zarabiają kierowcy i jak bardzo potrzebują ich przewoźnicy. Za to próżno szukać jakichkolwiek wyjaśnień skąd dokładnie biorą się te pieniądze. Z tej okazji postanowiło więc wziąć pod lupę zarobki znajomego kierowcy, który miesięcznie ma naprawdę spory przychód, wyróżniający się w tej branży (mówimy o zarobkach w polskich firmach). Spójrzmy ile musi poświęcić na to czasu i jak wypada to w porównaniu z innymi zawodami.

W ramach wynagrodzenia oraz diet za wrzesień, na jego konto wpłynęło ponad 9800 złotych. Podkreślam, te pieniądze trafiły już do niego, więc to kwota „na rękę”. Gdybym podał to teraz w tytule i opublikował na łamach ogólnoinformacyjnego medium, znowu pojawiłaby się sensacja, zachwyty, oburzenie i pytania – dlaczego młode osoby nie chcą pracować jako kierowcy?! W końcu to ponad dwukrotność „średniej krajowej” i nawet trzykrotność zarobku „na rękę” większości nauczycieli.

Poprosiłem jednak tego samego kierowcę, by podał mi jak wyglądał jego czas pracy z tego samego miesiąca. Tutaj zaczynamy od stwierdzenia, że w całym wrześniu miał 24 dni pracujące – o dwa więcej niż wskazywałby na to kalendarz. Łączny czas poświęcony na pracę wyniósł zaś w tym czasie około 380 godzin, już po uwzględnieniu weekendowych przerw oraz szybciej zakończonych dni. Jest tego tak dużo, gdyż za uwagi na korzyści finansowe ów kierowca zgodził się na pracę w podwójnej obsadzie, wykonując „przerzuty” chłodnią na międzynarodowych trasach. Wówczas dobowy czas pracy może wynosić do 21 godzin, uwzględniając prowadzenie, inne czynności związane z pracą oraz dyżury na prawym fotelu, w czasie prowadzenia przez zmiennika.

9800 złotych podzielone przez 380 godzin to niecałe 26 złotych. Wspomniana średnia krajowa „na rękę” (4249 złotych) podzielona przez standardowy pełen etat (176 godzin) to 24 złote. Gdy więc obliczymy stawkę godzinową, przychód omawianego kierowcy przestaje być ponad dwukrotnie wyższy od średniej. Wręcz przeciwnie, ledwie ją przekracza, choć wiąże się z aż 24 dniami poza domem, przebywaniem w dwie osoby na przestrzeni około 4 m2 oraz z pewnym ryzykiem finansowym, wszak w razie choroby lub koniecznego urlopu diety znikają, oznaczając nawet czterokrotnie mniejszy przychód.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że kierowca jeżdżący w podwójnej obsadzie tak naprawdę nie pracuje przez 21 godzin. W czasie dyżurów można przecież poczytać książkę, zdrzemnąć się na fotelu, czy obejrzeć film. Niemniej nadal trzeba przy tym siedzieć w jadącej ciężarówce, nie wraca się do domu i nie można dysponować tym czasem zupełnie swobodnie. Tak naprawdę nie można nawet samemu zadecydować kiedy pójdzie się do toalety, gdyż zależy to od przebiegu trasy. Niewiele różni się to więc od sytuacji, w której na przykład pracownik branży handlowej lub usługowej oczekuje na klienta.