Kilka dni temu miałem okazję wybrać się do Detroit, odwiedzając między innymi Automotive Hall of Fame, czyli muzeum osób najbardziej zasłużonych dla rozwoju samochodów. Upamiętniono tam producentów, projektantów oraz inżynierów, a także dawnych kierowców ciężarówek. Jak bowiem podkreślili twórcy muzeum, to właśnie ci zawodowi kierowcy byli prawdziwymi pionierami motoryzacji, odważając się na pierwsze dalekie trasy i zmagając się przy tym z całą masą problemów technicznych.
By wystawa bardziej działała na wyobraźnie, fragment poświęcony kierowcom zawierał odtworzoną kabinę danej ciężarówki. Konkretnie było to nadwozie Forda TT z lat 1917-1928, pojazdu o około tonowej ładowności, który cieszył się olbrzymią popularnością w Ameryce, a nawet zrobił pewną karierę w Europie, w tym także w Polsce. Co natomiast najciekawsze, była to kabina w wersji dalekobieżnej, wyposażona w dachową sypialnię z epoki. Tuż obok zawieszono też wspomnienia kierowcy z 1923 roku, wyjaśniające jak wyglądała praca w takich pojazdach i z jakimi wiązała się wyzwaniami. Spójrzmy więc czego ciekawego można było się przy tym dowiedzieć.
Widok na kabinę od boku:
Widok na wnętrze przez specjalnie wyciętą ścianę:
Luk widziany od dołu, obok drabinka:
Szyby oraz wywietrzniki:
Jak możecie zobaczyć na zdjęciach, ogólny przepis na dachową kabinę sypialną nie zmienił się już od ponad 100 lat. Podobnie bowiem jak we współczesnych konstrukcjach, mamy tutaj podłogę całkowicie pokrytą materacem oraz niewielki luk wejściowy. Całość wykonana jest z drewna, podobnie zresztą jak sama szoferka ciężarówki, co w latach 20-tych ubiegłego wieku było oczywiście standardowym rozwiązaniem. Poza tym uwagę zwraca zaskakująco bogate wyposażenie tej kabiny, z wywietrznikami po aż trzech stronach, dwudrzwiową szafką na podręczne przedmioty, a także metalową drabinką prowadzącą do luku. Za to o doprowadzeniu ogrzewania nie było nawet co myśleć, gdyż takie systemy po prostu wówczas nie istniały.
Kilka wyjaśnień należy się także szoferce, wszak tutaj różnice względem dzisiejszych pojazdów były naprawdę olbrzymie. Kierowca miał do dyspozycji szerokie siedzisko z pikowaną tapicerką, a przed nim znajdowała się olbrzymia kolumna kierownicza. Na niej, poza samą kierownicą, znajdowało się ręczne sterowanie gazem, jako że pedały pełnił w Fordach TT zupełnie inną rolę. Lewym z nich zmieniło się przełożenia, środkowym uruchamiało się jazdę do tyłu, a prawym załączało się hamulec umieszczony na skrzyni biegów. W podłodze, na lewo od pedałów, znajdował się drążek hamulca awaryjnego, a ponadto kierowca musiał mieć pod ręką takie elementy, jak sterowanie ilością powietrza trafiającego do gaźnika, czy regulacja pracy świec zapłonowych.
Miejsce pracy kierowcy:
Jak natomiast pracowało się w takim pojeździe? Tutaj przytoczę wspomnienia z 1923 roku, umieszczone tuż obok omawianej kabiny, oczywiście w tłumaczeniu na język polski:
Jestem kierowcą ciężarówki, mój wóz pomaga mi wykonać pracę, ale nie jest to łatwe. Diabelskie drogi często są pełne głębokiego błota, śniegu lub lodu. Choć część zaczyna pokrywać się twardą nawierzchnią i wtedy jazda jest już świetna. W końcu dostałem też zestaw pneumatycznych opon zamiast starych kół o pełnej gumie. Czyni to jazdę znacznie lżejsza dla mnie i dla ciężarówki, ale regularnie muszę zmagać się z flakami.
Wożę najróżniejsze ładunki – drewno, meble, części maszyn – nazwij co tylko chcesz. Zwykle wyjeżdżam na jedną lub dwie noce, bo mój rejon pokrywa terytorium dwóch stanów. Czasami mogę sobie pozwolić na ciepły posiłek i łóżko w karczmie, ale zwykle jem to, co zbieram z sobą z domu, śpiąc w dachowej kabinie. Jest tam trochę ciasno, ale przynajmniej mogę spać gdziekolwiek tylko się zatrzymam.
Oczywiście, muszę być cholernie dobrym mechanikiem. Gdy samochód się psuje, usprawniam go na tyle, by dojechał do najbliższego miasta. Tam mam zawsze nadzieję znaleźć sklep z narzędziami lub kowala. Często pomagają mi też rolnicy, mający swoje własne pojazdy. Wyciągali mnie już z błota, sprzedawali benzynę, gdy sam nie mogłem żadnej znaleźć, a niejednokrotnie oferowali też kolację lub nocleg.
A na koniec mam jeszcze pewną ciekawostkę. Otóż gdy rozmawiałem o tej kabinie z amerykańskimi pracownikami muzeum, usłyszałem od nich takie stwierdzenie: kiedyś ludzie byli mniejsi, dzisiaj chyba nikt nie zmieściłby się w takiej kabinie. Tymczasem ledwie kilka godzin wcześniej, na autostradzie między Chicago a Detroit, moim oczom ukazał się ten oto widok. Jest to Ram ProMaster, czyli amerykański bliźniak Fiata Ducato, wyposażony w dachową kabinę sypialną. Konkretnie jest to kabina marki Volens, założonej przez imigrantów z Ukrainy i sprowadzającej do Ameryki kompletne sypialnie oraz zabudowy z Polski. Więcej na ten temat już kiedyś pisałem, między innymi w tym artykule: 4,5-tonowy Transit z polskim kurnikiem, na 12 europalet – ciąg dalszy historii z Ameryki