Weekendowa pauza w miejscowości Moers na zachodzie Niemiec zakończyła się potężnym pożarem, całkowitym zniszczeniem ciężarówki oraz problemami z lokalną infrastrukturą. Co jednak najważniejsze, obyło się bez tragicznych doniesień z udziałem kierowcy.
Mercedes-Benz Actros z naczepą chłodniczą, należący do polskiej firmy transportowej, odbywał weekendowy postój na parkingu pod hotelem. W niedzielę rano, tuż przed godziną 7, przypadkowe osoby zauważyły wydobywające się z niego płomienie. Natychmiast wezwano więc straż pożarną, a także poinformowano, że wewnątrz kabiny, za zasłoniętymi firankami, nadal może znajdować się kierowca.
Gdy strażacy przybyli na miejsce, ten ostatni scenariusz na szczęście okazał się nieprawdziwy. Kierowca znajdował się poza kabiną, nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo, a przy tym nawiązał nawet kontakt ze strażakami, wskazując im co znajduje się w naczepie. Miał to być pełen ładunek żywności, w postaci produktów mlecznych.
Poza rozpoczęciem akcji gaśniczej, strażacy wytworzyli wokół ciężarówki barierę ochronną z piany, a także skontaktowali się z zarządcą sieci energetycznej. Konieczne było odłączenie dwóch transformatorów znajdujących się w pobliżu miejsca pożaru, zasilających między innymi hotel oraz stację ładowania dla Tesli. Poza tym konieczne było położenie tymczasowej tamy na pobliskim strumieniu, z uwagi na płyny eksploatacyjne wydobywające się z ciężarówki. Odbyło się to przy konsultacji z urzędem do spraw gospodarki wodnej.
Cztery godziny po rozpoczęciu działań, gdy strażacy informowali o tej sprawie w swoim komunikacie, ich praca nadal nie była zakończona. Trwało wówczas dogaszanie naczepy, by umożliwić usunięcie z niej pozostałości ładunku, a następnie też wywiezienie wraku z parkingu. Jeśli natomiast chodzi o przyczyny zdarzenia to pozostają one nieznane. Ich ustaleniem ma zająć się kryminalny oddział lokalnej policji.