Ponad 16-metrowy pickup z przyczepą, napędzany silnikiem V10 i jeżdżący po Polsce oraz zagranicy

ford_f350_duszan_team_12

Ford F-350 z podwójną kabiną Crew Cab oraz wydłużonym rozstawem osi to pickup ogromny nawet jak na warunki amerykańskie. W przypadku wersji z lat 1999-2004, o której będziemy mówili w tym tekście, konfiguracja ta ma ponad 6,5 metra długości, 4,3 metra rozstawu osi oraz typowe dla klasy „full size” 2 metry szerokości i wysokości. Dla Mirosława Bożka z Mysłowic i takie parametry nie były jednak wystarczające. Dlatego też jego Ford ciągnie za sobą przyczepę z aż 8,5-metrową zabudową, wyruszając tak nawet w dalekie, międzynarodowe trasy.

ford_f350_duszan_team_11

Sam Mirek przyznaje, że kiedy czarno-zielony Ford zatrzymuje się przy autostradach, wielu kierowców ciężarówek nie kryje zaskoczenia. Bazujący na pickupie zestaw parkuje bowiem przy ciągnikach siodłowych z naczepami i wydaje się mieć porównywalne rozmiary. Co więcej, jako że zabudowy są tutaj bardzo niskie, całość jest optycznie jeszcze bardziej wydłużona. Zresztą, nie tylko długość, ale także moc silnika jest tutaj zbliżona do ciężarowych wartości. Wystarczy spojrzeć na przednie błotniki Forda, ozdobione symbolami „V10”, a wszystko się wyjaśnia – opisywany egzemplarz ma pod maską najmocniejszy benzynowy silnik, jaki był dostępny w tym modelu. Jest to dziesięciocylindrowa jednostka o pojemności 6,8 litra, w pierwszych latach produkcji generująca 310 KM i 575 Nm, a przy modernizacji w 2005 roku wzmocniona jeszcze o 50 koni i niutonometrów. W połączeniu z napędem na sam tył, są to osiągi ścierające tylne opony w ekspresowym tempie i zawstydzające pod względem dynamiki nawet drogie samochody osobowe.

ford_f350_duszan_team_2

Choć i tak trzeba zaznaczyć, że to nadal nie jest najpotężniejszy silnik, jaki w tym modelu pracował. F-350 był bowiem dostępny także z ośmiocylindrowymi silnikami diesla, o pojemności 6.0 oraz 7.3. W egzemplarzach opisywanej generacji oferowały one co prawda niższą moc, od 235 do 325 KM, ale za sprawą turbodoładowania miały ogromny maksymalnym moment obrotowy, wynoszący do 759 Nm. Gorzej, że opisywane diesle okazały się też dosyć problematyczne, a przy tym bardzo trudne w naprawach, zwłaszcza poza Stanami Zjednoczonymi. Dlatego też Mirek miał sporo szczęścia, że udało mi się znaleźć właśnie benzynowe V10. Po co jednak mu taki samochód?

ford_f350_duszan_team_6

Bohater artykułu przez wiele lat rywalizował w Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostwach Polski. W 2011 roku udało mu się nawet zdobyć tytuł I-szego Vice Mistrza Pucharu Polski. Teraz natomiast skupia się on na szkoleniach dla codziennych użytkowników motocykli, pokazując im jak jeździć nie tylko szybko, ale także bezpiecznie. I właśnie przy organizacji tych szkoleń pracuje od czterech lat Ford. Jego przyczepa mieści dwanaście szkoleniowych motocykli, a także stosowny zapas opon. Wszystkie przewożone jednoślady stoją w specjalnych mocowaniach i przykryte są odchylanym na bok zadaszeniem, a ponadto Mirek chce tutaj zamontować system elektrycznego otwierania. Trzeba zresztą podkreślić, że wszystkie uchwyty na motocykle oraz stelaż plandeki już są jego własnym produktem, wykonanym w przydomowym garażu. Na dobrą sprawę można więc powiedzieć, że producent przyczep z Tarnowskich Gór dostarczył samą zwykłą platformę, a wszystko umieszczone na niej właściciel zabudował sam. Dodam też, że trzyosiowa przyczepa ma bębnowe hamulce najazdowe, a także LED-owe oświetlenie.

ford_f350_duszan_team_3

Ford służy natomiast za zaplecze transportowo-mieszkalne. W jego skrzyni ładunkowej znajdziemy narzędzia do obsługi motocykli, jak na przykład kompresor powietrza, a także elementy bardziej domowe. Mowa tutaj między innymi o dużej lodówce, gazowym grillu, ogromnych termosach na wrzątek, czy ogromnych namiotach. Pozwala to zaoferować wszystkim uczestnikom szkolenia gorącą herbatę, a także wystarcza na kilka dni mieszkania przy torze wyścigowym. Do tego dochodzi też łóżko o rozmiarach 170 na 170 centymetrów, bazujące na przerobionych oryginalnych siedzeniach. Wygląda to tak, że oparcia przedniej kanapy, oczywiście trzyosobowej, rozkłada się zupełnie na płasko i łączy z tylnymi siedziskami. W tak zmodyfikowanej kabinie Mirek, jego żona, a nawet niewielki pies, spędzają nawet połowę miesięcy w roku, odwiedzając rozmaite tory wyścigowe i mieszkając przy tym właśnie w Fordzie. Stworzona przez nich firma Duszan Team najczęściej szkoli w Kamieniu Śląskim lub Starym Kisielinie k/Zielonej Góry, choć zdarzają się też wyjazdy do Czech, Słowacji, Niemiec, a nawet Hiszpanii. Chętnych na szkolenia nie brakuje przy tym także poza granicami naszego kraju, a na przykład Hiszpania daje możliwość szkolenia także zimą.

ford_f350_duszan_team_7

Jak natomiast F-350 radzi sobie na tak długich trasach? Ujmując to krótko i zwięźle, Mirek wprost nie może go nachwalić, zwracając uwagę na niskie koszty eksploatacji oraz ogromny komfort jazdy. Pozycja za kierownicą bardziej przywodzi na myśl limuzyny, niż samochody dostawcze, wnętrze jest dobrze wyciszone, a przednia kanapa oferuje mnóstwo wolnego miejsca. Cyfry? Na pusto w pełni gotowy do jazdy Ford waży 3,1 tony, a przyczepa około 800 kilogramów, a przy pełnym załadunku udaje się zamknąć w 7 ton masy całkowitej, mniej więcej po równo rozdzielonej między holownik a przyczepę. Istotny jest też fakt, że choć opisywane auto wyjechało z fabryki z około 4,5-tonowym DMC, już któryś z poprzednich właścicieli zarejestrował je na 3,5 tony. Dzięki czemu do kierowania wystarcza B+E. Ktoś kiedyś zainstalował też poduszki przy tylnym zawieszeniu, a także instalację gazową, dzięki której spalanie rzędu 27-30 litrów nie rujnuje budżetu. Ba, koszty paliwa są wręcz bardzo atrakcyjne, biorąc pod uwagę wspomniane 7 ton masy całkowitej, dynamikę zawstydzającą nawet drogie auta osobowe oraz fakt, że Mirek zazwyczaj utrzymuje na autostradzie 100 km/h. Choć właściwie powinienem był tutaj powiedzieć „instalacje gazowe”, jako że w aucie połączono po prostu dwie instalacje do silników typu V6, odłączając od nich po jednym wtrysku i dodając do tego 200-litrowy zbiornik.

ford_f350_duszan_team_10

Jeśli natomiast chodzi o serwisowanie, to poza typowymi czynnościami obsługowymi, w ciągu ostatnich czterech lat i niemal 300 tys. przejechanych kilometrów, konieczna była wymiana… zestawu świec oraz kabli, dokręcenie jednej śruby na przekładni kierowniczej, wstawienie nowej śruby do mocowania drążka automatycznej skrzyni biegów, a także odnowienie i pomalowanie ramy. Przyznacie, że jak na auto kupione za równowartość 10-letniego Fiata Ducato, lista to wyjątkowo krótka. Choć trzeba też przyznać, że opisywany egzemplarz miał dosyć szczególną przeszłość – kiedy Mirek kupił swoje F-350, licznik wskazywał zaledwie 70 tys. kilometrów przebiegu, przejechane w większości przez amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Europie. Dlatego też technicznie samochód był w stanie doskonałym, wymagając jedynie pewnego dopieszczenia w kwestii wyglądu. Dla przykładu, Mirek odnowił poszycie przestrzeni ładunkowej, a także pomalował wszystko „czarnym barankiem”. Ciekawym dodatkiem jest też własnej produkcji atrapa chłodnicy, z wyciętym logo firmy.

ford_f350_duszan_team_8

Podsumowując to wszystko, dochodzimy do paradoksu. Okazuje się bowiem, że samochód zupełnie niespotykany w naszej części Europy, z wydawałoby się absurdalnym układem napędowym, może być bardzo wdzięcznym, tanim i wygodnym narzędziem pracy. Co więcej, do tego mamy przecież rozmaite wartości dodane. Nie dość, że F-350 sprawia ogromną radość z jazdy i doskonale służy za jeżdżącą reklamę firmy, to jeszcze wzbudza nietypowe reakcje służb kontrolnych. Zazwyczaj funkcjonariusze są bowiem bardziej zainteresowani ogólnym charakterem tego samochodu, niż przeprowadzaniem dokładnej kontroli.

ford_f350_duszan_team_9

I jeszcze jako ciekawostka, porównanie z moim Tahoe:

ford_f350_duszan_team_13