Półtora tygodnia czekania w rozbitej ciężarówce, na węgierskim parkingu przy M30

Powyżej: omawiany reportaż „RTL”

Rozbity Mercedes-Benz Actros z naczepą chłodniczą przez blisko dwa tygodnie tkwił na parkingu przy węgierskiej autostradzie M30. Stała za tym cała poruszająca historia, którą nagłośniono w powyższym reportażu węgierskiej telewizji RTL.

18 maja, w godzinach wieczornych, turecki przewoźnik wykonywał swoim Actrosem transport owoców z Turcji do Słowacji. Był już na końcowym etapie tej trasy, na węgierskiej autostradzie M30 pod Miskolcem, gdy niestety stracił panowanie nad pojazdem, wpadł do przydrożnego rowu i położył cały zestaw na lewą stronę. Na szczęście ziemia okazała się na tyle miękka, że kabina została zmiażdżona tylko w nieznacznym stopniu, a kierowcy nic poważnego się nie stało. Niemniej o dalszej jeździe nie było mowy, gdyż poszycie naczepy mocno przechyliło się na prawo, uniemożliwiając zamknięcie drzwi i wystając poza pas ruchu. Do zniszczenia musiał też trafić cały ładunek owoców, co wynikało z zasad zapisanych w prawie celnym. Policja podjęła więc decyzję o odstawieniu ciężarówki na pobliski, autostradowy parking, a tam przewoźnik musiał samemu wymyślić co dalej zrobić z uszkodzonym pojazdem i jak rozwiązać kwestie formalne.

By przewoźnik nie był pozostawiony sam sobie, wprost z Turcji z pomocą przyleciał mu bliski przyjaciel. Tutaj dodam, że dla obu panów była to już druga trudna sytuacja, z którą zmagali się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Okazali się to bowiem Turcy z prowincji Hatay, którą 6 lutego bieżącego roku nawiedziło wyjątkowo tragiczne trzęsienie ziemi. Obaj stracili w tym zdarzeniu krewnych i dlatego postanowili wspierać się także po wypadku na Węgrzech. Problem jednak w tym, że bariera językowa utrudniała załatwienie formalności w węgierskim urzędzie, między innymi w zakresie wspomnianego niszczenia ładunku. Turcy postanowili też we własnym zakresie naprostować poszycie naczepy, stabilizując je przy użyciu pasów. Sprawa przeciągnęła się więc na ponad tydzień, a w tym czasie rozbity Actros cały czas pozostawał na parkingu.

W końcu losem mężczyzn zaczęli interesować się przypadkowi kierowcy ciężarówek, dzieląc się z nimi żywnością, wodą oraz kawą, a także nagłaśniając sprawę w mediach społecznościowych. Wieść o Turkach rozniosła się więc także na okolicznych mieszkańców i w końcu sprawa dotarła do turecko-węgierskiego małżeństwa, które nakierowało przewoźnika i jego przyjaciela na odpowiednią organizację pozarządową. Ta pomogła w dopięciu wszelkich formalności w urzędach i w miniony poniedziałek, 29 maja, pojawiła się informacja, że prowizorycznie naprawiony Actros gotowy jest do drogi. Jak wręcz podała wspomniana telewizja „RTL”, pojazd dysponował specjalnym zezwoleniem na przejazd w obecnym stanie (nie uściślono co konkretnie to oznaczało) i czekał tylko na koniec poniedziałkowego, świątecznego zakazu ruchu, by ruszyć z powrotem do Hatay.