Polska ciężarówka wjechała w Wielkiej Brytanii w źle oznakowany wiadukt, a kierowca dostał mandat…

To mogła być kolejna historia pod tytułem: „patrzcie jak głupi Polak wjechał we wiadukt, znaków nie umie czytać”, która zrobiłaby furorę wśród kierowców zawodowych z Zachodu. Zamiast tego mamy tutaj jednak historię o Walijczyku, który nie do końca potrafił liczyć…

Biały Actros z firmy Pelowski Transport uderzył we wiadukt na drodze A5104 nieopodal Penyffordd. Dla Brytyjczyków sprawa wydawała się być banalna – nad wiaduktem był znak mówiący o 13 stopach wysokości, czyli około 396 centymetrach, tymczasem biały Actros był typowym zestawem z naczepą typu mega, więc jego maksymalna wysokość wynosiła 4 metry. Problem jednak w tym, że na znaku obok brytyjskich stóp była jeszcze jedna, typowo kontynentalna wartość, mianowicie 4,1 metra. Jak to możliwe? Osoba odpowiedzialna za oznakowanie drogi najwyraźniej popełniła zwykły błąd i tak te brakujące kilkanaście centymetrów skutecznie uszkodziło naczepę i wygenerowało ogromne koszty trzygodzinnej akcji pomocy drogowej. Służby ratunkowe błędu tego jednak nie zauważyły, co można chyba powiedzieć również o policji, która ukarała kierowcę 100-funtowym mandatem, oczywiście za spowodowanie zagrożenia na drodze. Co więcej, cała historia trafiła także do mediów, które opublikowały artykuły mówiące o zignorowaniu oznakowania przez kierowcę, również bez żadnej wzmianki o złej wartości na tablicy.

Z błędu tego wszyscy sprawę zdali sobie dopiero kilka godzin po wypadku i tak dzień później, 19 czerwca, brytyjskie portale internetowe zamieściły sprostowania. Czy jednak stosowna instytucja zwróci teraz polskiej firmie transportowej pełne koszty związane z uszkodzeniem i przestojem pojazdu, przyznając się do postawienia złej tablicy ostrzegawczej? I czy ktoś odwoła mandat dla kierowcy? Na ten temat się już nie wspomina…

Poniżej czeka zdjęcie i cały zestaw kłótni w facebookowych komentarzach:

Dzięki Igor!