Polska chłodnia od 6 miesięcy stoi w Calais – dalsze problemy z ładunkiem sera

Pod koniec listopada opublikowałem artykuł na temat polskiej chłodni od dwóch miesięcy tkwiącej w Calais. Dzisiaj mamy natomiast koniec marca, a ja muszę zacząć od następującego stwierdzenia: chłodnia stoi w porcie już nie od dwóch, lecz od sześciu miesięcy!

Zacznę od przypomnienia, że MAN TGX z naczepą chłodniczą, należący do firmy Tom-Trans-Sped z Grabowa (województwo łódzkie), przypłynął do portu w Calais dokładnie 20 września 2024 roku. Dotarł tam z ładunkiem 22 ton sera, podjętym w Wielkiej Brytanii, przeznaczonym do odbiorcy z Hiszpanii, będącym własnością przedsiębiorstwa z Holandii i zleconym przewoźnikowi przez firmę spedycyjną z Polski. W ramach standardowych procedur pojazd miał przejść w porcie badanie sanitarne, prowadzone przez francuski Urząd Weterynaryjnej i Fitosanitarnej Kontroli Granicznej, w skrócie znany pod skrótem SIVEP. I właśnie tutaj pojawił się problem, gdyż SIVEP nie zgodziło się na wypuszczenie pojazdu, tłumacząc to brakiem odpowiedniej dokumentacji.

Gdy opisywałem ten temat pod koniec listopada, jeden z firmowych pracowników nieustannie przebywał w kabinie, by pilnować pracy agregatu chłodniczego i dolewać do niego paliwa. Mężczyzna otrzymywał w tym celu specjalne przepustki z portu, pozwalające udać się do sklepu z 20-litową bańką na paliwo. Przy okazji mógł też zakupić produkty pierwszej potrzeby, jak na przykład żywność potrzebną do wielotygodniowego mieszkania w kabinie. Łatwo się domyślać, jak trudną oznaczało to dla niego sytuację. W tej sprawie na szczęście udało się jednak doprowadzić do zmiany, gdyż 18 grudnia 2024 roku Francuzi zezwolili na odpięcie ciągnika i odesłanie kierowcy do domu. Jednocześnie naczepa została podpięta do zewnętrznego źródła prądu, by pozwolić na dalszą pracę agregatu. Czy od tamtego czasu Francuzi pilnują zasilania, utrzymują chłodzenie na odpowiednim poziomie i chronią naczepę przed zniszczeniem – na ten temat przewoźnik nie ma żadnych informacji.

Niestety, na zmianie z 18 grudnia dobre wiadomości się skończyły. Naczepa dalej stoi bowiem w porcie, a przeszkodą do jej usunięcia nie jest już dokumentacja ładunku, lecz brak badania technicznego. Ważność tego ostatniego upłynęła w trakcie przymusowego postoju w Calais, więc Francuzi nie godzą się, by wypuścić pojazd na drogi. Jak dowiedział się przewoźnik poprzez Ambasadę Rzeczpospolitej Polskiej we Francji, w ramach odpowiedzi z 21 lutego (pismo otrzymałem do wglądu), ser może opuścić port tylko po przeładowaniu do innego pojazdu, dysponującego ważnym badaniem technicznym. Zapowiedziano też, że taki przeładunek zostanie umożliwiony w ciągu kilku godzin lub ewentualnie kilku dni, a o wszystkim na bieżąco informowany będzie właściciel towaru, czyli firma z Holandii. Problem jednak w tym, że przeładunek nadal się nie odbył i nieustannie przekłada się go o kolejne tygodnie. Przewoźnikowi nie udało się też nawiązać kontaktu z holenderskim podmiotem, a polski pośrednik nie dostarcza żadnych konkretnych informacji.

Po dziś dzień naczepa stoi w porcie w Calais. Problem pozostaje więc nierozwiązany, choć można powiedzieć, że sprawa już znalazła pewne przykre zakończenie. Otóż po 24 latach prowadzenia firmy transportowej, 28 lutego 2025 roku, właściciel Tom-Trans-Sped zdecydował się na zawieszenie swojej działalności w branży, będąc po prostu wykończonym przez całą tę historię.