Po co powstały niemieckie przepisy MiLoG, wszyscy świetnie wiedzą. W ten sposób Niemcy chcą bronić się przed najazdem przewoźników z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym także z Polski, oferującymi swoje usługi za bardziej atrakcyjne stawki niż ich koledzy z Zachodu. Niemiecki problem polega jednak na tym, że aby umożliwić sobie stosunkowo łatwą kontrolę tych przepisów, Niemcy musieli połączyć MiLoG z bardzo rozbudowaną biurokracją. Przewoźnicy musza zgłaszać swoich kierowców do niemieckiego urzędu celnego, z wyprzedzeniem przewidywać ilość ich tras przez Niemcy (informacje TUTAJ), a także prowadzić pełną dokumentację wynagrodzeń w języku niemieckim. Coś takiego zaczęło przeszkadzać natomiast nie tylko Polakom, czy Węgrom, lecz także Belgom i Holendrom, których organizacje również zaczęły skarżyć się ma MiLoG. I prawdopodobnie w związku z tymi zachodnimi skargami Niemcy planują w swoich przepisach pewne ustępstwo. No bo po co robić sobie wrogów we własnym obozie?
Jak podaje niemiecki „VerkehrsRundschau”, dokumentacja przewozów z oraz do Niemiec ma być teraz obowiązkiem wyłącznie tych przewoźników, których kierowców zarabiają poniżej 2 tys. euro brutto. Tym samym firmy zachodnie zostaną z tego obowiązku zwolnione, natomiast Polaków obowiązek nadal będzie dotyczył. Problemem jest tutaj bowiem fakt, że nawet jeśli kierowca ma tutaj przysłowiową „szóstkę z przodu” netto, to kwota brutto nie jest od tej kwoty szczególnie wyższa i raczej 8 tys. złotych nie przekroczy. A to oczywiście dlatego, że na wynagrodzenie składają się w głównie nieopodatkowane dodatki. Co więcej, nawet jeśli polskie firmy zdecydują się na podwyżki i zaczną wypłacać swoim kierowcom powyżej 2 tys. euro brutto, przez najbliższy rok i tak będą musiały prowadzić pełną dokumentację. Dlaczego? Niemcy postawili pewien istotny warunek – aby być zwolnionym z części procedur, należy okazać, że kierowca dostawał co najmniej 2 tys. euro brutto przez ostatnie 12 miesięcy.
Dla ceniących sobie pewność zamieszczam dokument potwierdzający powyższą informację:
