Niemcy już od dwóch tygodni próbują protestować przeciwko zbyt wysokim cenom paliw. Inaczej jednak niż w Hiszpanii, nie przynosi to większych skutków, a przy tym spotyka się z wyraźnymi reakcjami policji.
Przykładem może być sytuacja z minionego piątku. Policja z Reutlingen zatrzymała wówczas około 40 ciężarówek i ciągników rolniczych, które wspólnie wykonywały przejazd protestacyjny. Konwój poruszał się po drogach krajowych B27 oraz B463, utrzymując przy tym minimalną prędkość, by spowodować jak największe utrudnienia ruchu.
Gdy przed konwojem pojawiła się policja, funkcjonariusze natychmiast przerwali cała akcję. Wobec kierowcy pierwszej ciężarówki, podającego się za nieformalnego organizatora, wszczęto dochodzenie w sprawie celowego utrudniania ruchu. W Niemczech coś takiego jest traktowane jako przestępstwo, zagrożone karą nawet 2 lat więzienia, a sytuację ma dodatkowo pogorszyć fakt, że protest nie został zarejestrowany. Przeprowadzone zostanie też dochodzenie, które ma wykazać, czy ciągniki rolnicze nie złamały zakazów w czasie poruszania się po drogach krajowych. Jeśli natomiast chodzi o kontynuowanie akcji, to pozwolono na to tylko przy użyciu lokalnych dróg landowych, o minimalnym natężeniu ruchu.
Zdjęcie z omawianego protestu:
Rund 40 Lastwagen- und Traktorfahrer haben am Freitag mit einer Protestfahrt gegen die aktuell hohen Dieselpreise demonstriert. Das hat nun möglicherweise Konsequenzen. https://t.co/dhmNGPBtZE
— Schwarzwälder Bote (@schwarzwaelder) March 27, 2022
Tymczasem w Hiszpanii dochodzi do wyraźnego podziału. Po tym jak rząd zaoferował przewoźnikom 20 centów obniżki na każdym litrze paliwa oraz 1200 euro jednorazowej dopłaty, spora część ciężarówek powróciła dzisiaj do normalnej pracy, rezygnując z dalszego protestowania. Z drugiej strony, nadal jest też grupa przewoźników, którzy chcą walczyć o większe obniżki, blokując przy tym strefy ekonomiczne. A gdy już ktoś próbuje taką blokadę pokonać, może przypłacić to zbitą szybą lub pociętymi oponami.