Podwykonawca podwykonawcy ukradł ładunek – sąd określił, kto musi za to zapłacić

Zdjęcie nie jest bezpośrednio związane z tekstem.

W holenderskim sądzie w Rotterdamie zapadł bardzo ciekawy wyrok dotyczący kradzieży ładunku. Polska firma została w nim określona odpowiedzialną za straty, choć nie wykonywała przewozu osobiście, lecz odsprzedała zlecenie innemu przewoźnikowi.

Wszystko zaczęło się w marcu 2023 roku, od ładunku 620 paneli fotowoltaicznych o łącznej wartości 103 788 euro. Holenderski magazyn sprzedał te panele niemieckiemu klientowi, a do zrealizowania transportu zatrudnił holenderską firmą transportowo-spedycyjną. Następnie holenderski spedytor wystawił ten ładunek na internetowej giełdzie Teleroute, gdzie zlecenia podjęła się polska firma transportowa. Niemniej i to przedsiębiorstwo nie chciało wykonywać przewozu osobiście, lecz po raz kolejny wystawiło go na sprzedaż, tym razem oddając czeskiej firmie transportowej. Ta firma znalazła z kolei jeszcze jednego podwykonawcę, tym razem mającego być już ostatecznym podmiotem odpowiedzialnym za transport. Dlatego to właśnie ta czeska firma trafiła na list CMR, będąc tam oznaczonym jako podmiot wykonujący transport.

Niestety, ten czeski podwykonawca podwykonawcy okazał się oszustwem podszywającym się pod inne przedsiębiorstwo, w oparciu o podrobione dokumenty. W efekcie cały ładunek 620 paneli fotowoltaicznych zniknął w transporcie, wywołując straty na wspomniane 104 tys. euro. Wszyscy kolejni podwykonawcy oczywiście musieli się o tym poinformować, w związku z czym holenderski spedytor otrzymał wiadomość o kradzieży od polskiego przewoźnika. W odpowiedzi Holendrzy natychmiast zażądali od Polaków odszkodowania, w wysokości pełnej wartości ładunku. Polska firma próbowała się jednak bronić, że nie wykonywała tego przewozu osobiście, a więc de facto przyjęła rolę spedytora, w której nie powinna była ponosić tego typu odpowiedzialności. Za to strona holenderska była innego zdania i dlatego też skierowała sprawę do sądu w Rotterdamie, prosząc o rozstrzygnięcie wszystkiego w oparciu o konwencję CMR.

Rotterdamski sąd odrzucił obronę polskiej firmy, twierdząc, że nie miała ona prawa określać się spedytorem. Wszystko dlatego, że przedsiębiorstwo podjęło się ładunku z giełdy jako przewoźnik, a nie jako spedytor. Co więcej, holenderski podmiot nie został jasno poinformowany o planach dalszej sprzedaży tego ładunku i nie wiedział o zaangażowaniu dwóch czeskich podmiotów. Dlatego relacja między holenderskim oraz polskim podmiotem pozostała niezmieniona – firma z Holandii występowała w roli spedytora, firma z Polski w roli przewoźnika. To natomiast sprawiło, że według konwencji CMR polska firma pozostała odpowiedzialna za utracony towar.

W ramach wyroku polskiej firmie nakazano wpłacenie pełnej wartości ładunku, czyli 103 788 euro, a także odsetek wynikających z konwencji CMR. Mowa tutaj o 5 procentach za każdy rok, który upłynął od momentu kradzieży, a więc o około 10 tys. euro.