Roczne zarobki na poziomie 80 tys. dolarów, czyli około 300 tys. złotych rocznie – wizja takich zarobków potrafi naprawdę kusić. Dlaczego jednak nie ma chętnych, by co miesiąc otrzymywać aż tak duży przelew? Na pytanie to odpowiada reportaż „Washington Post”, szeroko omawiany także w Europie.
Amerykańska publikacja dotyczy rosnącego braku kierowców ciężarówek. Według obecnych szacunków, przewoźnikom z USA brakuje około 51 tys. osób chętnych do pracy. W efekcie rosnąć mają zarówno zarobki, jak i transportowe opóźnienia oraz presja wywierana na kierowców obecnie będących w zawodzie.
Przewoźnicy twierdzą, że wielu kierowców otrzymuje nawet 80 tys. dolarów rocznie, czyli około 25 tys. złotych miesięcznie. A co na to kierowcy? Przede wszystkim zaznaczają oni, że aż tak wysokie zarobki nie są łatwe do osiągnięcia. Średnia dla całego kraju wskazuje bowiem 42 tys. dolarów, a cytowani w artykule kierowcy mówią zwykle o 50-60 tysiącach.
Reportaż „Washington Post” tłumaczy, że 80 tys. dolarów rocznie da się zarobić, ale wymaga to zdobywania dużej ilości finansowych premii, a więc wyjątkowo ciężkiej pracy. Wyjaśnia się też, że łatwiej osiągnąć to w małych firmach, wykonujących trudniejsze zlecenia. Starsi kierowcy natomiast podkreślają, że podwyżki odnotowywane na przestrzeni lat zaledwie pokrywają spadek wartości pieniądza. Warto mieć to na uwadze przy przeglądaniu ofert pracy za Oceanem, coraz popularniejszych także w Polsce.
A dlaczego chętnych do pracy za kierownicą brakuje? Tutaj wymienia się dokładnie te same odpowiedzi, co w Europie – ograniczone do minimum życie społeczne, ciągły pobyt w trasie, duże ryzyko rozwodu, coraz więcej ograniczeń prawnych i coraz mniej wolności.