Po karambolu na S7 pod Gdańskiem: wyniki badań, zarzuty oraz brak wyjaśnień

Fot. Pomorska Policja

Pojawiły się nowe informacje na temat karambolu, do którego w nocy z piątku na sobotę doszło na trasie S7 pod Gdańskiem. Wiadomo już na jakie zarzuty zdecydowała się prokuratura, a także w jakich okolicznościach ciężarówka najechała na inne samochody.

DAF XF105 z 45-stopowym kontenerem morskim, który staranował łącznie 18 aut osobowych oraz dwie inne ciężarówki, był prowadzony przez 37-letniego mężczyznę z województwa mazowieckiego. Według nieoficjalnych informacji podanych przez „Polskie Radio”, mowa tutaj o właścicielu firmy transportowej, który w momencie zdarzenia zastępował jednego z kierowców.

Kontrola tachografu pozwoliła ustalić, że tuż przed zdarzeniem zestaw przemieszczał się z prędkością 89 km/h, a wyhamował dopiero w wyniku karambolu, potrzebując na to około 10 sekund. Skontrolowano też telefon kierującego, stwierdzając, że nie był on używany tuż przed zdarzeniem. Poza tym w w laboratorium kryminalistyki przeprowadzono badanie krwi, potwierdzając pełną trzeźwość 37-latka, bez śladów alkoholu lub innych substancji odurzających.

Wiadomo, że prokuratura będzie chciała ukarania mężczyzny za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, skutkującej ofiarami śmiertelnymi. Jeśli sąd dopatrzy się w tym działania umyślnego, kierowca będzie mógł otrzymać karę od 2 do 15 lat pozbawienia wolności. W przypadku przypisania czynu nieumyślnego możliwa będzie kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.

Prokuratura postanowiła też zawnioskować o tymczasowe zamknięcie kierowcy w areszcie, jeszcze na czas oczekiwania na proces. Jest to określane tak zwanym „środkiem zapobiegawczym”, mającym przeciwdziałać ewentualnemu wpływaniu oskarżonego na śledztwo. Sąd odrzucił jednak taki wniosek, najwyraźniej uznając go za nieuzasadniony.

W trakcie pierwszego, niedzielnego przesłuchania, oskarżony miał odmówić składania zeznań, a także nie przyznać się do winy. Unikał też kontaktu z mediami, a przeprosiny wobec ofiar złożyło w jego imieniu dwóch adwokatów. Postawa ta jest tłumaczona bardzo złym stanem psychicznym 37-latka, wywołanym oczywiście przez zdarzenie. Tuż po zdarzeniu, jeszcze rozmowie z policjantami, miał on jedynie stwierdzić, że zwyczajnie się zagapił.

Na koniec przypomnę, że piątkowe najechanie okazało się wyjątkowo tragiczne w skutkach. Śmierć poniosły w nim aż cztery osoby, w tym dwoje dzieci, w wieku 7 oraz 9 lat. Ponadto piętnaście osób zostało rannych, a dwie nadal mają być w stanie ciężkim. Tak długa lista ofiar związana jest w faktem, że jeden ze staranowanych samochodów stanął w ogniu, a pożar szybko zaczął się rozprzestrzeniać.