Przez lata uważano, że fotoradary nie są na polskich autostradach potrzebne. Statystyki wskazywały bowiem, że nieliczne autostrady i drogi ekspresowe to najbezpieczniejsze trasy w kraju.
Wydaje się jednak, że taki stan rzeczy należy do przeszłości. Dróg szybkiego ruchu stale bowiem przybywa, a ilość jeżdżących po nich pojazdów bije wszelkie rekordy. Same za siebie mówią też statystyki autostradowych wypadków, które prezentowałem tutaj. Stąd też decyzja, by mierzyć prędkość także na autostradach…
Pierwszy autostradowy fotoradar właśnie stanął. Pojawił się on na węźle Sośnica, przy zjeździe z autostrady A1 na A4, w kierunku Katowic. Funkcjonuje tam ograniczenie prędkości do zaledwie 50 km/h, ignorowane przez wielu kierowców. W efekcie, tylko od 2015 roku odnotowano tam 215 kolizji oraz 2 wypadki, w większości polegające na wypadnięciu z drogi. Jak tłumaczy lokalna policja, kierowcy jeżdżą po prostu zbyt szybko, regularnie uderzając w bariery energochłonne.
Na tym nie koniec. Zarządcy dróg już bowiem myślą o kolejnych urządzeniach. Jak podaje „TVN24”, plany dotyczą przede wszystkim autostrady A4, gdzie ma pojawić się odcinkowy pomiar prędkości. Będzie on działał na aż 20-kilometrowym fragmencie, położonym na zachód od Wrocławia. Mowa oczywiście o odcinku, na którym brakuje pasa awaryjnego, a prędkość dla aut osobowych ograniczona jest do 110 km/h.
Co więcej, to nie tylko luźne plany, ale też konkretne działania. Polska zgłosiła się bowiem do Unii Europejskiej, chcąc uzyskać odpowiednie dofinansowanie. Miałoby ono dotyczyć zakupu radarów na drogi szybkiego ruchu. W ciągu kilku tygodni Unia Europejska ma przekazać swoją odpowiedź i wówczas dowiemy się co dalej.