Od marca bieżącego roku Ford F-Max jest oficjalnie dostępny w kolejnym kraju. To Belgia, a więc pierwszy dla tej marki kraj Beneluksu. W ubiegłym tygodniu odbyło się zaś wydanie pierwszego belgijskiego egzemplarza. Trafił on do firmy Wim Claes Transport en Logistiek, a handlowiec okazał się mieć wyjątkowo łatwe zadanie.
Dotychczasowa flota tej firmy składała się z 40 pojazdów. To głównie Mercedesy kursujące w bliskim transporcie międzynarodowym. Właściciel firmy przyznaje też, że nie zamierza z kupowania Mercedesów zrezygnować. Gdy teraz szukał nowego ciągnika, swoje pierwsze korki też skierował właśnie do tej marki. Jak jednak wiadomo, mamy rok sprzedażowych cudów oraz utrudnionej produkcji. Belgijski importer nie mógł więc na szybko dostarczyć żadnego Actrosa. I właśnie tutaj ze swoją ofertą przyszedł turecki Ford, który ma jeszcze rezerwy produkcyjne i tym samym bardzo szybkie terminy dostaw.
Przy okazji historia zatoczyła też koła. Belgijski przedsiębiorca założył swoją firmę w 1994 roku, uprzednio będąc kierowcą ciężarówki, a jeszcze wcześniej zabierając się w trasy z ojcem. Ten zaś jeździł po Belgii właśnie Fordem, konkretnie modelem D1010 (powyżej), konstrukcyjnie wywodzącym się z Wielkiej Brytanii. W Polsce model ten był zupełnie nieznany, podobnie zresztą jak w wielu innych krajach Europy. Wytwarzano go w latach 1965-1981, a bezpośrednim następcą była pierwsza generacja modelu Cargo.
A tymczasem Ford F-Max szykuje się do debiutu w kolejnych krajach. Lista na ten rok przewiduje przede wszystkim Niemcy oraz Niderlandy.