Peterbilt 379 w rękach polskiego kierowcy-właściciela – 600 koni w bardzo niskim wydaniu

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

Kariera wielu polskich kierowców w Stanach Zjednoczonych jest kojarzona przede wszystkim z Volvo VN. Ciężarówka ta, mająca wiele wspólnego z europejskimi FH, jest bardzo często spotykana we flotach dużych firm, które wybierają ją głównie ze względów praktycznych. Dla wielu jest to po prostu zwykłe narzędzie pracy, a sama jazda służy przede wszystkim zarabianiu pieniędzy. I oczywiście nie ma w tym nic złego. Są też jednak kierowcy, którzy chcą znaleźć w tym wszystkim więcej radości z jazdy i wyrazić swój indywidualizm. Tacy ludzie często zasiadają za kierownicami przerobionych klasyków, nie zważając na pewne ograniczenia eksploatacyjne. Do takich pasjonatów z pewnością możemy zaliczyć Pawła Sarleja, bohatera naszego dzisiejszego artykułu i właściciela niezwykłego Peterbilta 379.

Rodzina naszego bohatera wydała na świat już trzy pokolenia kierowców zawodowych, a Paweł jest dumnym kontynuatorem tej tradycji. Do USA przybył 18 lat temu i początki jego kariery były bardzo podobne jak u wielu innych rodaków. Najpierw przez rok pracował w zarządzanej przez Ukraińców firmie w Tennessee, gdzie zasiadał za kierownicą Volvo VNL 670. Następnie krótko jeździł w przedsiębiorstwie w Chicago które użytkowało Freightlinery Cascadia. Po stosunkowo niedługim okresie pracy kierowcy flotowego Paweł zdecydował się na zakup własnej ciężarówki. Wybór padł na dobrze mu znane Volvo VNL 670. Jak sam przyznaje, zakup szwedzkiego ciągnika podyktowany był przede wszystkim względami praktycznymi: Volvo oferowało znacznie lepszą wygodę aniżeli Freightliner, a ponadto udało się znaleźć tani egzemplarz ze stosunkowo niskim przebiegiem. Jak przyznaje sam Paweł okres jazdy tym pojazdem traktował bardziej jako prace, a samo Volvo postrzegał w kontekście narzędzia.

Jednak przez cały ten czas w naszym bohaterze rosła chęć posiadania pełnoprawnego klasyka i poczucia klasycznej „truckerki”. W końcu marzenie to udało się zrealizować, a na podjeździe Pawła zaparkował piękny Peterbilt 379.

Na sam początek warto pokrótce przypomnieć sobie historię modelu 379. Ciągnik ten pojawił się w roku 1987 jako zastępstwo dla cenionego 359 i szybko stał się ulubioną ciężarówką amerykańskich kierowców-właścicieli. Na tle swojego poprzednika wyróżniał się znacznie poprawioną elektryką i zmodernizowaną kabiną, a nieco dłuższa maska pozwoliła na montaż większych i mocniejszych jednostek napędowych. Model 379 montowany był bez większych zmian do 2007 roku, co daje łącznie 20 lat produkcji. Do tego czasu zbudowano ponad 230 000 sztuk, z czego ponad 89% egzemplarzy nadal znajduje się na amerykańskich drogach.  Do dziś jest to najbardziej kultowy model Peterbilta, przez co dalej jest ulubionym sprzętem indywidualistów, którzy lubią poddawać go różnorodnym modyfikacjom.

Pawłowi udało się zakupić egzemplarz z 2004 roku, a więc z końcowego okresu produkcji. Nie jest to zwyczajna ciężarówka, gdyż poprzedni właściciel zaaplikował jej wiele zmian poprawiających aspekt wizualny. Przede wszystkim posiada ona wydłużoną ramę, co jest częstym zjawiskiem wśród kierowców właścicieli w USA. Zabieg ten nie tylko poprawia wygląd, ale ma też pozytywny wpływ na stabilność całego zestawu: warto pamiętać, iż w przeciwieństwie do pojazdów europejskich, amerykańskie klasyki nie posiadają ogranicznika, a prędkości rzędu 120-130 km/h i więcej nie są niczym niezwykłym dla ich kierowców. Oczywiście stanowi to pewne wyzwanie przy manewrowaniu w ciasnych miejscach, ale jak przyznaje sam właściciel jest to tylko i wyłącznie kwestia doświadczenia i przyzwyczajenia. Dodatkowo samochód otrzymał całkowicie pneumatyczne zawieszenie. U nas to rzecz stosunkowo często spotykana, natomiast w USA domena pojazdów po modyfikacjach, jeżdżących w bardzo niskim ustawieniu.

Peterbilt Pawła zachwyca również wyrazistym niebieskim kolorem. Pomalowane zostały między innymi zbiorniki paliwa oraz tylne błotniki, którym przy okazji daleko do tych znanych z seryjnego 379. Jak też przystało na amerykańskiego klasyka, nie zabrakło dużej ilości chromu zdobiącego grill, przedni zderzak, lusterka, stopnie, ogromną osłonę przeciwsłoneczną oraz dwa bardzo głośne kominy.

Równie efektownie co w dzień, ciągnik prezentuje się również w nocy. A to wszystko dzięki temu, iż posiada całe mnóstwo żółtych i czerwonych punktów świetlnych, które w USA znane są jako „chicken lights” (ang. kurczakowe światła). Nazwa ta odnosi się podobno do dawnych przewoźników żywego drobiu, który mieli zapoczątkować modę na tak rozbudowane oświetlanie ciężarówek. Warto też zauważyć, iż główne reflektory zostały zmienione na bardziej wydajne i współczesne, wykonane w technologii LED. Obudowa pozostała jednak oryginalna, dzięki czemu pasuje do klasycznego charakteru ciężarówki.

Wnętrze w dużej mierze pozostało wierne oryginałowi, choć i tu możemy odnaleźć pewien smaczek, w postaci niebieskiego podświetlenia zegarów deski rozdzielczej. Ponadto Peterbilt Pawła posiada kabinę zwana flat top, czyli taką w której dach przestrzeni sypialnej jest płaski. Model 379 mógł zostać zamówiony także z podwyższonym i bardziej aerodynamicznym dachem, aczkolwiek trzeba przyznać, iż taka konfiguracja znacznie lepiej pasuje do kanciastej sylwetki ciągnika. A jak widać, w przypadku tej ciężarówki styl był na pierwszym miejscu.

Jeśli chodzi natomiast o technikalia to pod maską niebieskiego Peterbilta pracuje Caterpillar C15 z w prostszej i bardziej cenionej wersji z pojedynczą turbosprężarką. Ten egzemplarz z 15 litrów generuje aż 600 koni mechanicznych mocy. Połączony został z równie kultową manualną skrzynią marki Eaton Fuller z 18 biegami (w USA liczone są również dwa biegi pełzające, więc po naszemu to 16+2). Typowo po amerykańsku, jest to skrzynia bez synchronizacji, więc doświadczony kierowca może nią operować praktycznie bez dotykania pedału sprzęgła.

Paweł obecnie ma własną firmę Cobra Truck Line Inc. i regularnie kursuje swoim Peterbiltem pomiędzy Florydą a Środkowym Zachodem USA z naczepą-chłodnią. Jak przyznaje, wśród Amerykanów zmodyfikowane 379 wzbudza wiele pozytywnych reakcji. On sam czerpie natomiast gigantyczną radość z jazdy.

Od czasu do czasu Pawłowi zdarza się wykonać przejazd Freghtilinerami Cascadia, które wybrał dla swoich pracowników. Jak twierdzi, to utwierdza go to w przekonaniu iż postąpił słusznie wybierając klasyka i zamierza pozostać z nim do końca życia. Za to sami pracownicy nie są do Peterbilta w pełni przekonani. Dla nich to po prostu praca, dlatego chętnie zostają przy cichych i znacznie przestronniejszych Freightlinerach. 

W przyszłości nasz bohater planuje również podjąć się prac mających na celu modyfikacje wnętrza, co nada poczciwemu 379 jeszcze więcej charakteru. Mi, jako autorowi niniejszego tekstu, pozostaje jedynie życzyć szczęśliwych przygód z tą piękną ciężarówką: aby zawsze wywoływała jak największą ilość uśmiechów na każdą przebytą milę.