Panel solarny podpięty do głównego akumulatora samochodu – czy takie rozwiązanie ma sens?

Przygotowanie aut dostawczych do ruchu dalekobieżnego to temat, w którym stale przybywa nowości. Czy to zakresie odchudzania zabudów, czy też powiększania kabin sypialnych, użytkownikom oferuje się coraz więcej. Powoli przybywa nawet pojazdów, które posiadają niezależne, solarne źródło prądu. Jak natomiast rozwiązanie to wypada w praktyce?

Przedstawię to teraz na przykładzie najprostszego systemu z możliwych. Będzie się on składał wyłącznie z panelu słonecznego, sterownika, przysilnikowego akumulatora oraz fabrycznych gniazd 12V. Nie będzie przy tym instalacji z dodatkową baterią, gniazd czerpiących prąd wyłącznie ze słońca, czy też innych dodatków. Innymi słowy, będzie to recenzja najtańszego sposobu na czerpanie postojowego prądu ze słońca.

Omawiany system zamontowałem do swojego prywatnego samochodu, opisywanego tutaj. Montując panel solarny myślałem głównie o użytku w wielodniowych podróżach, gdy każdego dnia będę przez kilka godzin jechał. Zależało mi na pewności, że mój samochód nie utknie z braku prądu gdzieś z dala od cywilizacji. Jednocześnie chciałem mieć możliwość podładowania telefonu o dowolnej porze, naładowania za dnia komputera lub pozostawienia włączonej lodówki także po zakończeniu dziennego przejazdu.

Zdjęcie sterownika:

Chcąc zachować fabryczną wysokość nadwozia, zdecydowałem się na panel giętki. Jest on na stałe przyklejony do dachu plastikowej zabudowy i dodaje na wysokość około centymetra. Od niego, między przednią ścianą zabudowy a tylną ścianą kabiny, poprowadzone są przewody do komory silnika. Tam znajduje się sterownik panelu, który został podpięty bezpośrednio do jednego w samochodzie akumulatora. Dodam, że kupując akumulator nie myślałem jeszcze o panelu, więc jest to najzwyklejszy akumulator kwasowy o niezbyt dużej pojemności.

Według oficjalnych danych technicznych, mój panel powinien generować do 110 W lub 6,11 A. Trzeba jednak podkreślić, że montaż zupełnie na płasko – jak w moim samochodzie – nie jest dla niego zbyt korzystny. Solar powinien być ustawiony pod kątem, w kierunku promieni słonecznych. Dlatego też musiałem wziąć pod uwagę, że rzeczywiste osiągi będą odbiegały od maksimum. Niemniej uznałem, że moje potrzeby i tak powinny zostać zrealizowane.

Jak natomiast wypadło to w praktyce? Pod koniec lipca miałem okazję przeprowadzić test w warunkach stacjonarnych, czyli trudniejszych, niż te pierwotnie założone. Mój samochód przez pięć dni nie przejechał wówczas ani metra, znajdując się przy plaży nad Morzem Bałtyckim, w częściowo słoneczną pogodę. Najwyższe moce, jakie udawało mi się przy tym uzyskać, to około 80 W. Wartość ta utrzymywała się do popołudnia, a następnie efektywność działania spadała, by około godziny 20 zniknąć całkowicie. Gdy natomiast się budziłem, około godziny 8-9 rano, sterownik wskazywał zwykle około 40 W, a akumulator był niemal w pełni naładowany.

W takim miejscu sprawdzałem panel stacjonarnie:

Do czego to wystarczało? Dla przykładu, mogłem od rana do wieczora korzystać z lodówki turystycznej, ładując w międzyczasie dwa telefony. Próbne, poranne odpalanie odbywało się po tym bez żadnego problemu. Sterownik dbał też o to, by nie przeładować akumulatora. Wszystkich parametrów mogłem zaś doglądać poprzez aplikację na telefon, łącząc się ze sterownikiem za pośrednictwem technologii Bluetooth.

Często można usłyszeć stwierdzenia, że panele słoneczne działają także w pochmurne dni. Faktycznie okazało się to prawdą, jako że akumulator ładował się także przy gorszej pogodzie. Niemniej osiągane przez niego wyniki wynosiły około 20-30 W, a więc było to ładowanie raczej symboliczne. Mogłoby to zrekompensować na przykład pobór prądu przy szybkim ładowaniu telefonu lub tabletu.

Jak wygląda to kosztowo? Panel solarny 110 W marki Skyled oraz sterownik marki Vectron Energy to wydatek łącznie około tysiąca złotych. Do tego dochodzi też montaż, który nie jest skomplikowany, ale może okazać się czasochłonny. Wszystko zależy bowiem od tego, gdzie znajduje się akumulator i jak można doprowadzić do niego przewody.

Wykres prezentujący pięć dni działania stacjonarnego:

Przy montażu można ewentualnie pomyśleć o stworzeniu niezależnego gniazda, korzystającego tylko i wyłącznie z energii elektrycznej, z pominięciem akumulatora. Sterowniki posiadają dla czegoś takiego wyjścia, więc jest to kwestia zakupu najprostszego gniazda oraz dociągnięcia przewodów w żądane miejsce. Ja sam tego nie zrobiłem, gdyż nie widziałem takiej potrzeby. Ponadto z prądu korzystam głównie na samym końcu „paki”, więc przewody musiałbym ciągnąć na pięć metrów od akumulatora.

Zakup może być też o ćwierć tysiąca tańszy, lecz wówczas trzeba zamówić panel sztywny, a nie giętki. Nie da się go dopasować do kształtu dachu, a także może on być wyraźnie wyższy. Niemniej jeśli nie zależy Wam na wysokości i chcecie montować panel idealnie na płasko, jak najbardziej możecie coś takiego rozważyć.

Czy natomiast warto się tą technologią interesować? Nie podlega to wątpliwości, jako że omawiane rozwiązanie po prostu działa i daje czyste korzyści. Niemniej matematyka odgrywa tutaj kluczową rolę, a zakres tych korzyści oraz działania bardzo łatwo wyliczyć. Dlatego przed inwestycją w panel trzeba dobrze określić swoje potrzeby.

Przykład ogólnego widoku na bieżące parametry ładowania:

Najprostszy możliwy układ, taki jak w moim samochodzie, stanowi po prostu wsparcie dla fabrycznego układu elektrycznego. Pozwala on korzystać z prądu na postojach i daje pewną niezależność, ale z instalacji elektrycznej trzeba korzystać z rozwagą. Idealnie sprawdzi się to więc przy niezbyt długich postojach. Zwłaszcza jeśli nie zamierzamy ruszać tuż o świcie, korzystając także z porannego słońca.

W czasie kilkudniowych przestojów trzeba jednak stale monitorować parametry ładowania, dopasowując zużycie prądu do pogody oraz pory dnia. W końcu ewentualne rozładowanie akumulatora unieruchomi nam samochód, w najlepszym przypadku aż do rana. Dlatego też do znacznie bardziej intensywnego użytku warto rozważyć układ z drugim akumulatorem, a może nawet z dwoma panelami. Taki bardziej skomplikowany układ już kiedyś prezentowałem, w tym artykule.

Mój panel został zakupiony i zamontowany w firmie eDostawcze.pl z Wrocławia. Przedsiębiorstwo to dostarcza swoje panele głównie na „busy” do transportu międzynarodowego, przyklejając je na dachach kabin sypialnych. Powyżej możecie zobaczyć przykład, w postaci panelu słonecznego na dachu Renault Master z tylną sypialnią oraz dodatkowym spojlerem.

Co na tym konkretnym przykładzie zwraca uwagę, to pochylenie panelu. Układ tego typu jest bardziej korzystny z punktu widzenia siły ładowania. Wymaga on też jednak odpowiedniego parkowania, okresy postoju spędzając przodem do słońca.