W nawiązaniu do tekstu:
Oferta używanych ciężarówek marki Scania jest obecnie szczególna. Jeszcze wśród „dwulatków” można znaleźć zarówno auta poprzedniej generacji, jak i model bieżący. Pozornie oferują one bardzo podobne parametry, a przy tym bardzo wyraźnie różnią się cenami. Czy warto więc dopłacać za nowszy model? Na to pytanie odpowie nam przewoźnik, który w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zdecydował się na obie używane propozycje.
Autor poniższego tekstu: Michał Jędrzejczyk
W marcu bieżącego roku ukazał się na łamach 40ton.net mój artykuł, traktujący o wyborze używanej rocznej ciężarówki jako alternatywy dla fabrycznie nowego ciągnika. Wówczas wybór padł na grafitową R450 Streamline z samego końca produkcji. A jednak efekt testów nowej generacji ciężarówek Scania zapadł w pamięć tak mocno, że zakup nowej generacji, popularnie zwanej „NextGen”, ciągle chodził mi po głowie.
Okazja do zakupu bardzo ciekawego egzemplarza nadarzyła się przed wakacjami. Powoli zaczynałem rozglądać się za zakupem kolejnego auta i tym razem ponownie odwiedziłem wrocławski oddział Scania Polska. Okazało się, że miałem sporo szczęścia, gdyż właśnie zjechały tam roczne ciągniki z projektu „Scania Zawsze na Czele”. Po raz kolejny nadarzała się więc okazja zakupu bardzo bogato skonfigurowanego pojazdu z absolutnie pewną historią. Czasu do namysłu nie było jednak wiele, gdyż były tylko cztery takie pojazdy z czego tylko jeden był low deckiem, a tylko takie auto wchodziło w grę. Generalnie auta podemonstracyjne bardzo szybko znajdują nowych właścicieli, głównie z racji konfiguracji zupełnie innej niż w przypadku zwyczajnych flotówek.
Wygląd tuż po zarezerwowaniu:
Już następnego dnia białe R450 Highline było już przeze mnie zarezerwowane. Udało się nawet porozumieć w sprawie opóźnionego odbioru pojazdu, który nastąpić miał dopiero po wakacjach. W międzyczasie pojazd przeszedł szereg zabiegów kosmetycznych polegających na wypraniu kabiny, zerwaniu oklein, polerce lakieru oraz felg, malowaniu grilla tak, aby nawiązywał do serii 4, a także doposażeniu w osłony międzyosiowe, pneumatyczne trąby, blendę przeciwsłoneczną, fabryczną półkę na podszybiu oraz uchwyt na tablet. Dwa 500 litrowe zbiorniki paliwa również zostały zastąpione konfiguracją 2×700, a na ramie nad nimi pojawił się solidny, stalowy odbojnik.
Fabryczne wyposażenie ciągnika nie pozostawiało wiele do życzenia. Pojazd wyposażony był we w pełni ledowe oświetlenie, alufelgi Alcoa, dwa pneumatyczne fotele typu Premium z podwójnym łamaniem oparć oraz ogrzewaniem i wentylacją, większy zestaw wskaźników, radionawigację z rozbudowanym pakietem audio, skórzaną kierownicę, fabryczną klimatyzację postojową i wiele innych dodatków.
Wygląd po przygotowaniu do odbioru:
W chwili zakupu pojazd miał przejechane trochę ponad 124 tys. km. Warunki zakupu, poza ustaloną ceną, obejmowały także pakiet serwisowy oraz rozszerzoną gwarancję układu napędowego. Umowa została podpisana na okres 4 lat oraz kolejne 800 tys. km, czyli wygaśnie przy przebiegu niemal 925 tys. km. Tak duży limit przebiegu był potrzebny, gdyż autem jeździ dwóch kierowców zmieniających się co tydzień, na stałej linii z ładunkami z branży automotive.
Ostatecznie auto zostało odebrane pod koniec września i niemal od razu trafiło do pracy. Do obecnej chwili przejechało dodatkowe 50 tys. km. Czy był to dobry zakup? Na obecną chwilę powiem, że zdecydowanie tak. Ciągnik potwierdza to czym przekonał do siebie w trakcie dwutygodniowego testu, który przeprowadziłem w połowie 2018 r. Dodatkowo mając porównanie do auta poprzedniej generacji jestem w stanie stwierdzić kilka istotnych kwestii.
Nowa kabina R Highline, choć mniejsza niż poprzedni Topline, jest wyraźnie lepiej zagospodarowana i bardziej pakowna. Resorowanie nowej generacji jest wyraźnie poprawione, pomimo tego, że standardem nadal jest zawieszanie tylnego modelu na dwóch miechach. Kapitalne są ledowe reflektory, nieocenione podczas jazdy nocą. Irytują tak naprawdę drobiazgi, np. otwieranie bocznego dyfuzora uniemożliwiające jednoczesne otwarcie lewego zewnętrznego schowka z boku kabiny, czy za mało precyzyjne wskazania poziomu paliwa.
Najistotniejszą kwestią jest jednak zużycie paliwa, które spadło o dobre 10-12% w stosunku do poprzedniego modelu. Warto podkreślić, że obydwoma ciągnikami jeździli ci sami kierowcy na tych samych trasach prowadzących na południowy zachód Niemiec. Przedstawiając konkretne wartości liczbowe – spalanie Stramline, w zależności od tonażu i pogody, wahało się średnio między 24 a 28 l/100km. Zużycie nowej generacji zamyka się w przedziale 21-26 l/100 km. Zużycie AdBlue oscyluje w granicach 2 l/100km w przypadku obu pojazdów.
Co tak naprawdę wpłynęło na tak znaczący spadek spalania? Jak wyjaśnia sama Scania, cały układ napędowy został pod tym względem poważnie zoptymalizowany. Chodzi tutaj nie tylko o silnik czy skrzynię biegów, ale także o retarder i tylny most. Nowy zwalniacz Scania 4100 jest całkowicie rozłączany przez co nie generuje dodatkowych oporów. Największej redukcji spalania doszukiwałbym się jednak w nowym przełożeniu tylnego mostu 2,38. Dzięki niemu obroty przy 90 km/h ledwie przekraczają 1200, przy ogumieniu 295/60 R22.5. W efekcie, przy prędkości autostradowej, silnik pracuje w najbardziej optymalnym zakresie pozostając w samym centrum maksymalnego momentu obrotowego (2350Nm pomiędzy 1000 a 1300 obr/min). Dla porównania, Streamline miał tylne przełożenie 2,53.
Faktem jest, że cena nawet używanych pojazdów NextGen jest ciągle dość wysoka, wyraźnie wyższa niż w przypadku bardzo dopracowanych modeli Streamline z końca produkcji. Reasumując jednak, przy dużych miesięcznych przebiegach, różnica w spalaniu może dać oszczędności rzędu kilkuset litrów na miesiąc. W dłuższej perspektywie powinno to całkowicie zrekompensować różnicę w cenie zakupu.