Nowa lekka ciężarówka Isuzu z 1,9-litrowym dieslem – mała jednostka zastąpiła 3-litrowego „osiołka”

isuzu_m21_silnik_1

Lekkie ciężarówki marki Isuzu, wyposażone w 3-litrowy silnik diesla, nie były szczególnie dynamiczne. Niemniej rozwijały one swoją moc w szerokim zakresie obrotów, nie wymagały częstych zmian biegów i bardzo dobrze hamowały silnikiem. Były to więc konstrukcje wprost stworzone do jazdy z dużymi obciążeniami. Co jednak ciekawe, teraz te proste i sprawdzone jednostki znikając z oferty, będąc zastąpionym przez silnik o pojemności… 1,9 litra.

W ubiegłym miesiącu do polskiej sprzedaży trafiło Isuzu M21, czyli typowo japońska, lekka ciężarówka z silnikiem pod kabiną. Ciekawostką jest natomiast fakt, że mówimy tutaj o tej samej jednostce, która trafia od niedawna do pickupów Isuzu D-Max. Z tym tylko zastrzeżeniem, że w modelu M21 silnik jest mniej wysilony, rozwijając tylko 123 KM. Jak więc napęd tego typu może poradzić sobie w praktyce?

isuzu_m21_silnik_2 isuzu_m21_silnik_3

Oto fragment mojego testu Isuzu D-Max z silnikiem 1.9:

Silnika 1.9 Ddi nie można określić wysilonym, jako że jego osiągi bezsprzecznie nie imponują. 163 KM dostępne od 3,6 tys. obrotów, a także maksymalny moment obrotowy 360 Nm, to wartości, które w 2017 roku nie robią najmniejszego wrażenia. I to też czuć, jako że nowym Isuzu D-Max naprawdę trudno pojechać szybko. Problemem jest elastyczność – poniżej 1,5 tys. obrotów silnik wyraźnie się męczy, natomiast powyżej 3 tys. obrotów chęć do przyśpieszania bardzo szybko znika. Bywa, że zmiana biegu jest tutaj konieczna z uwagi na przyhamowanie przed zakrętem, natomiast wyprzedzanie wymaga dobrego planowania. Choć jest też pewna zaleta – w porównaniu z 2,5-litrowym diesel z poprzedniego D-Maxa, silnik 1.9 Ddi jest bardzo cichy, nawet przy prędkości 140 km/h nie dając się we znaki.

Choć są też oczywiście zalety. Isuzu podkreśla, że 1,9-litrowy silnik jest o 4,5 proc. bardziej oszczędny, niż napęd poprzednika. Patrząc na wyniki z testu D-Maxa, wydaje się to jak najbardziej możliwe. Ponadto ten niewielki silnik pozwala spełnić normy emisji spalin Euro 6 bez układu SCR, a więc bez płynu AdBlue. Oznacza to mniej wrażliwego osprzętu, którego awaria mogłaby wpędzić nas w koszty. Nowy silnik jest też bardzo lekki, dzięki czemu ładowność egzemplarzy z zabudowami ma wynosić od 1100 do 1200 kilogramów, przy 3,5-tonowym DMC. Isuzu obiecuje ponadto bezawaryjność i bezobsługowość, dzięki utwardzanym indukcyjnie gładziom cylindrowym oraz układowi rozrządu bazującemu na łańcuchu. Choć z drugiej strony, jak podaje polski importer, mamy tutaj też „innowacyjny system oczyszczania spalin składający się z filtra DPD oraz konwertera katalitycznego LNT, redukującego emisję tlenków azotu. W nowej jednostce napędowej zastosowano też system hydraulicznej regulacji luzów zaworowych, oraz nową turbosprężarkę o zmiennej geometrii”.

Test Isuzu D-Max 1.9 znajdziecie tutaj.

Test Isuzu N35H 3.0 znajdziecie tutaj.

A jako ciekawostką proponuję tekst o Isuzu 30-litrowym – tutaj.