Poprzednia generacja modelu Navara była dla firmy Nissan tak zwanym „złotym dzieckiem”. Dla przykładu, w 2007 roku na rynkach Polski, Węgier, Słowacji i Czech aż 40 proc. wszystkich sprzedawanych pickupów było właśnie Navarą, a ślady tej sytuacji do dzisiaj można oglądać na naszych drogach. Niemniej od 2007 roku wiele na rynku się zmieniło, zadebiutowały takie pojazdy jak Volkswagen Amarok oraz Ford Ranger trzeciej generacji, podczas gdy samej Navarze stuknęło już 10 lat. To natomiast może oznaczać tylko jedno – czas na następcę. Pojawi się on w polskich salonach najprawdopodobniej w styczniu 2016 roku i Nissan obiecuje, że będzie to samochód naprawdę świetny. Czy Japończycy dotrzymają obietnicy? Miałem już okazuję to sprawdzić, uczestnicząc w przedpremierowej prezentacji w okolicach Nowego Sącza.
Zobacz, sprężyny!
Choć poprzednia Navara znajdowała w Polsce użytek przede wszystkim jako „vatowóz”, służąc mieszkańcom miast do jazdy na co dzień, nie dało się zaprzeczyć, że był to pojazd o silnie użytkowym charakterze. W przypadku nowego modelu, który nosi nazwę NP300 Navara, jest nieco inaczej. Nissan postanowił uczynić zadość wymaganiom najbogatszej grupy klientów, o czym najlepiej świadczy zależność między nadwoziem a zawieszeniem – Navara NP300 z podwójną kabiną zawieszona jest z tyłu na sprężynach połączonych z pięcioma drążkami reakcyjnymi, zaś Navara z kabiną krótką, wyposażoną w opcjonalne, składane siedzenia w tylnym rzędzie, ma resory piórowe. Ja oczywiście miałem okazję sprawdzać model czterodrzwiowy.
Nawet bez zaglądania pod skrzynię ładunkową można stwierdzić, że mówimy tutaj o samochodzie zawieszonym na sprężynach. A to dlatego, że NP300 Navara jest bardzo przewidywalna w zachowaniu i nie sprawia wrażenia, że tył ucieknie nam na jakiejś koleinie. Potęguje to też lekko działający układ kierowniczy, z małą kierownicą, niczym z auta osobowego. Jednocześnie Nissan zrobił wszystko, aby radykalne zmiany pod nadwoziem nie obyły się kosztem ładowności – nawet na pięcioosobowy wariant można załadować niecałe 1100 kilogramów przy 3 tonach DMC, a dowód rejestracyjny przewiduje współpracę z 3,5-tonową przyczepą. Nie brakuje też oczywiście ramy, samochód ma sztywne mosty, natomiast możliwości terenowe okazują się wręcz imponujące.
Tyle błota, a on jedzie…
O tych ostatnich miałem okazję przekonać się na specjalnym torze, którego pokonanie było elementem testowych jazd. Nie dość, że organizatorzy przygotowali tutaj liczne przeszkody terenowe ze stromymi zjazdami i podjazdami, to w momencie gdy pojawiłem się w Nowym Sączu, tor ten miał już za sobą trzy dni deszczu oraz intensywnych jazd testowych. Tym samym w ruch musiał pójść i sterowany pokrętłem reduktor, i mechanizm blokady tylnego mostu, zaś ja sam otrzymałem niesamowity pokaz możliwości. Samochód wyglądający niczym modny SUV, stojący na szosowych oponach zimowych i pozbawiony jakichkolwiek zewnętrznych osłon nadwozia, parł przez błoto niczym bezkompromisowa terenówka. System kontrolowanego zjazdu ze wzniesienia działał doskonale, zredukowany drugi bieg idealnie nadawał się do pokonywania poszczególnych przeszkód, a dzięki 22-centymetrowemu prześwitowi ilość plastikowych elementów nadwozia nie uległa zmniejszeniu.
Navara NP300 nieco zaskoczyła mnie także w czasie jazdy po asfalcie, co było zasługą układu napędowego złożonego z wysokoprężnego silnika i manualnej skrzyni biegów. Silnik ten to 2.3 dCi znane z Renault Master, wzbudzające zaufanie swoim roboczym pochodzeniem i znane z bardzo niskiego spalania. W testowym aucie jednostka ta miała 190 KM oraz 450 Nm, a dzięki dwóm turbosprężarkom gwarantowała wspaniałą elastyczność, przy umiarkowanym poziomie hałasu. Tymczasem skrzynia biegów miała 6 przełożeń i była delikatnie mówiąc z innej bajki. Wbijając bieg wsteczny dotykałem nogi pasażera, zaś pozostałe przełożenia najpierw musiałem znaleźć, niczym w samochodach dostawczych z minionego wieku. Uwagę zwraca też nieprzeciętny rozmiar drążka, wyróżniający się na tle wnętrza.
Twoja żona też będzie zadowolona
Patrząc na deskę rozdzielczą Nissana NP300 Navara miałem wrażenie, że siedzę w najzwyklejszy SUV-ie, który tylko wygląda jak samochód terenowy. Nie zabrakło ogromnego ekranu dotykowego z rozbudowanym centrum multimedialnym, sterowanie klimatyzacją odbywało się poprzez kolejny spory panel, zaś wszystko otaczały wstawki z błyszczącego plastiku, bardzo ostatnio modne, choć moim zdaniem też niezbyt urodziwe. Między dwoma głównymi wskaźnikami umieszczono wielofunkcyjny wyświetlacz pokazujący także instrukcje z nawigacji satelitarnej, a do tego liczne przyciski na kierownicy rozmieszczono nadspodziewanie sensownie. To naprawdę może się podobać.
Do czego się natomiast przyczepię? Jak to u Nissana, zabrakło niestety regulacji kierownicy w zakresie przód-tył, a i elektrycznie sterowany fotel również mógłby zaoferować szerszy dobór pozycji, jako że siedziało się na nim bardzo nisko. Choć z drugiej strony na temat pozycji za kierownicą wolę się na razie nie wypowiadać, jako że spędziłem tam zaledwie jakieś 2 godziny.
Zaczekasz do stycznia?
Ile nowy Nissan NP300 Navara będzie kosztował na polskim rynku? Tego jeszcze nie wiadomo. Znane są za to jego możliwości transportowe, które okazują się minimalnie lepsze o tych z poprzedniego modelu. Przy 5330 mm długości całkowitej skrzynia ładunkowa ma 1578 mm maksymalnej długości, 1560 maksymalnej szerokości (1130 między nadkolami) oraz 474 mm głębokości. Jeśli dodamy do tego sprawdzony i ekonomiczny silnik, przekraczające oczekiwania właściwości terenowe oraz niezłe wnętrze, morał może być tylko jeden – jeśli chcesz kupić w najbliższym czasie pickupa, poczekaj do stycznia, bo może się okazać, że to właśnie Navara będzie najciekawszą propozycją ze wszystkich.