Nikola Tre to ciężarówka, która przez długi czas mogła wzbudzać niedowierzanie. Ten sam pojazd przygotowano bowiem na dwa skrajnie różne rynki, chcąc sprzedawać go zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj można już jednak powiedzieć, że cały projekt jest zgodnie z planem realizowany.
Dotychczas na drogi trafiały tylko pojedyncze, przedseryjne egzemplarze Nikoli Tre, montowane w niemieckim Ulm, poza główną linią produkcyjną. Pojazdy te eksportowano z Niemiec do Stanów Zjednoczonych i tam przekazywano inauguracyjnym klientom. W poniedziałek uruchomiono jednak zupełnie nowy zakład, przeznaczony właśnie dla tego pojazdu. To fabryka w stanie Arizona, stworzona z myślą o amerykańskich przewoźnikach.
Arizoński zakład rusza już na dwie zmiany, by do końca bieżącego roku wyprodukować około 2 tys. egzemplarz. Następnie, w 2023 roku, wydajność ma zwiększyć się dziesięciokrotnie, dostarczając na rynek 20 tys. ciężarówek. A w międzyczasie otworzy się też kolejną, tym razem europejską linię produkcyjną, która będzie wytwarzała Nikolę Tre dla tutejszych przewoźników. Ta europejska linia powstanie we wspomnianym już, niemieckim Ulm, w zakładach należących do Grupy Iveco. Produkcja seryjna powinna tam wystartować w czerwcu 2023 roku i wtedy też można spodziewać się dostaw dla firm z Europy.
Jak już wspomniałem na wstępie, na oba rynki mają trafiać niemal takie same ciężarówki. Różnice mogą występować co najwyżej w konfiguracji podwozi, czy też w układzie oświetlenia. Kabina będzie zaś tylko jedna, pochodząc z Europy, bezpośrednio z Iveco S-Way. Włoska marka będzie dostarczała to nadwozie do obu fabryk, a poniżej możecie nawet zobaczyć symboliczne zdjęcie. To gotowe kabiny sypialne z S-Wayów, które czekają na montaż w Nikoli Tre, przed fabryką w Arizonie. Wszystko zaś wynika z faktu, że Iveco jest bardzo dużym udziałowcem w Nikoli.
Na amerykańskim rynku Nikola Tre została wyceniona 300 tys. dolarów, a więc jest dwukrotnie droższa niż tamtejsze, dalekobieżne ciężarówki spalinowe. W Europie cena zapewne będzie niższa, jako że odpadną wysokie koszty eksportu podzespołów. Choć u nas spalinowe ciężarówki też są zauważalnie tańsze, więc może się okazać, ta dwukrotna różnica w cenie zostanie zachowana.
Jeśli natomiast chodzi o dane techniczne, to wymienia się tutaj silniki elektryczne o mocy maksymalnej 645 KM oraz maksymalny zasięg 350 mil. W przeliczeniu to około 560 kilometrów, a więc naprawdę sporo jak na „elektryka”. Będą za to odpowiadały baterie o pojemności 753 kWh, który przy użyciu dedykowanego, szybkiego urządzenia, w pełni naładujemy w około trzy godziny. Masa własna gotowego ciągnika niestety nie została podana, choć przy takim zestawie baterii nie zdziwiłoby mnie 10 ton, a może nawet i więcej.
A na poniższym zdjęciu widzimy młodego, zaskoczonego Amerykanina. W chwili wykonania zdjęcia prawdopodobnie zastanawiał się on gdzie podział się przód kabiny?!