Niemieckie firmy przejmą kierowców z Azji? Reakcja na protest oraz nowe przepisy

Na pewno słyszeliście o proteście uzbeckich oraz gruzińskich kierowców ciężarówek, zatrudnionych w grupie trzech polskich firm transportowych. Sprawa ta obija się w branży ogromnym echem, a przy okazji może mieć bardzo szerokie następstwa także na Zachodzie. W Niemczech już bowiem mówi się o tym, by zmienić zasady zatrudnienia.

Niemieckie stowarzyszenie przewoźników BGL otwarcie przyznaje, że chętnie zatrudniłoby kierowców uczestniczących w strajku. Organizacja obiecuje przy tym niemieckie stawki wynagrodzeń, przestrzeganie Pakietu Mobilności oraz pełne zaplecze socjalne. Na przeszkodzie stoją jednak bariery prawne, głównie o charakterze językowym. Żeby bowiem Niemcy mogli zatrudnić Gruzinów oraz Uzbeków, pozaunijni kierowcy musieliby przejść egzaminy kwalifikacyjne w języku niemieckim.

I właśnie tutaj dochodzimy do informacji, która sporo może w branży pozmieniać. Właśnie na wniosek BGL, a także kilku innych organizacji, niemiecki rząd rozpoczął prace nad przepisami dopuszczającymi egzaminy na kwalifikację wstępną w językach obcych. Ewentualnie miałyby to być egzaminy prowadzone z udziałem tłumaczy. Gotowy projekt ma zostać przedstawiony w drugiej połowie bieżącego roku, a wszystko właśnie po to, by Niemcy mogli zatrudniać kierowców spoza Unii Europejskiej, w tym także Gruzinów lub Uzbeków.

Taka zmiana mogłaby przynieść dwa różne skutki. Z jednej strony, niemieccy przewoźnicy zaczęliby konkurować z firmami polskimi lub litewskimi o względy azjatyckich kierowców. To mogłoby nieco ograniczyć nadużycia, gdyż kierowcy mieliby po prostu większy wybór. Z zaś drugiej strony, sami Azjaci staliby się rynkową konkurencją dla kierowców pochodzących z Niemiec, Polski, czy też innych krajów unijnych. Uwzględniając zaś skłonność pozaunijnych kierowców do dłuższego przebywania w kabinach, z uwagi na wysokie koszty powrotu do domu, może to niekorzystnie wpłynąć na ogólne warunki zatrudnienia.

Zdjęcie ma charakter czysto przykładowy.