Niemcy znowu zatrzymali transport samochodów w „firance” – polskiej firmie nakazano przeładunek

samochody_osobowe_w_firance

W połowie lutego (tutaj) pisałem o zatrzymaniu polskiego zestawu przestrzennego, który przewoził samochody osobowe. Niemcy uznali wówczas, że pojazd nie może kontynuować trasy w taki sposób, gdyż ładunku nie dało się odpowiednio zabezpieczyć. Następnie otrzymałem również sporo zdjęć od Was (bardzo dziękuję!), pokazujących, że przewóz samochodów w taki sposób jest dosyć powszechnym zjawiskiem, także przy wykorzystaniu prowizorycznych stojaków. Tym istotniejsza dla wielu polskich przewoźników jest więc wiadomość, którą opublikowała pod koniec ubiegłego tygodnia niemiecka policja.

Chodzi tutaj o zatrzymanie kolejnego transportu samochodów osobowych w zwykłej zabudowie z firanką. Wszystko wydarzyło się w miniony czwartek, na autostradzie A5, kiedy ciężarówka była w drodze do Kassel. Jak się okazało, również i w tym przypadku dwa samochody były częściowo podniesione, zapewne utrzymując się na specjalnych stojakach. I tak samo jak poprzednio, niemieccy policjanci uznali, że taka forma przewozu zagraża bezpieczeństwu. Dlatego też 51-letniemu Polakowi zakazano kontynuowania trasy, nakładając na firmę karę w wysokości 2 tys. euro, a także nakazując przeładunek samochodów na ciężarówkę przystosowaną do tego typu transportu.

To jeszcze nie koniec tematu. Poniżej zamieszczam bowiem wypowiedź Czytelnika Tomasza, który miał okazję pracować przy tego typu transportach. Również od Tomasza otrzymałem zamieszczone pod tekstem zdjęcia.

Pracowałem w dosyć dużej firmie z Wieruszowa, zajmującej się tylko i wyłącznie transportem do Wielkiej Brytanii i powrotami do Polski. Do Anglii woziło się wszystko, na przykład meble do sklepów IKEA, lodówki, czy pralki. Natomiast na powrocie woziło się auta, i to nie tylko z przeznaczeniem na części, ale też takie do normalnego użytku.

Proces polegał na tym, że spedytor podsyłał adresy aukcji, z których owe pojazdy trzeba było pozbierać. Nie zawsze była to jedna aukcja, ale zdarzało się często nawet sześć, czyli tyle, ile pojazdów „dało się” zabrać (przypominam, że nie ciągnęliśmy lor, lecz firanki). Pod pozbieraniu trzech aut jechało się na wyznaczony punkt, w którym zazwyczaj pracowali Polacy. Tam obywało się tzw. podnoszenie załadowanych aut, za odpowiednią opłatą. Ja rozkładałem stojaki, które miałem w „paleciarze”, pracownik firmy podnosił samochód i wtedy ja ustawiałem stojaki pod podwoziem. Jak wszystko było podniesione, dopiero jechało się po resztę. Sami Anglicy na aukcjach podnosili nam auta do momentu, aż jednego gościa przygniotło. Wtedy powiedzieli, że więcej podnosić nie będą.

I z tak załadowaną naczepa, ze stojakami, których nie trzymało nic oprócz pasów, wracało się do Polski. Wszystko co tydzień, nawet z Glasgow, głównie do Poznania, Wrześni, Jarocina. Ja pracowałem tak 2 miesiące, więcej nie dałem rady. Co ciekawe, byłem dosyć często kontrolowany przez VOSA (DVSA) i nic z tego nie wynikało, poza sprawdzeniem legalności przewożonych aut.

transport_z_anglii_samochody_na_stojakach_1 transport_z_anglii_samochody_na_stojakach_2 transport_z_anglii_samochody_na_stojakach_3