Z Niemiec dotarły dzisiaj dwie sprzeczne informacje dotyczące rozwoju infrastruktury. A że mowa o największym kraju tranzytowym w Europie, wszystko to może rodzić obawy wśród przewoźników drogowych…
Zacznę od informacji podanej przez same Federalne Ministerstwo Transportu. Potwierdziło ono dzisiaj wielki plan inwestycji w szybkie ładowarki dla ciężarówek, mające umożliwić wykonywanie transportu dalekobieżnego na prądzie. Łącznie mowa o nawet 350 stacjach ładowania, które staną na około 220 parkingach zarządzanych przez państwo oraz 130 parkingach prywatnych. Latem bieżącego roku w sprawie mają wystartować pierwsze przetargi, więc docelowe uruchomienie ładowarek ma być kwestią najbliższych kilku lat.
W opozycji do powyższego planu pojawia się najnowszy raport Federacji Przemysłu Niemieckiego (BDI), a więc organizacji zrzeszającej ponad 100 tys. firm z branży przemysłowej. Tamtejsi specjaliści dokonali dokładnej analizy niemieckiego budżetu, odkrywając deficyt 400 miliardów euro w zakresie środków inwestycyjnych na najbliższe 10 lat. Szczególnie mocno ma on dotyczyć infrastruktury, gdzie najprawdopodobniej zabraknie 63 miliardów na rozwój kolei, 7,8 miliarda euro za rozwój autostrad, 5,5 miliarda euro na renowacje mostów, a także 15 miliardów euro na ładowarki elektryczne oraz stacje z paliwami alternatywnymi.
Jeśli raport BDI się nie myli, sytuację można określić następująco: Niemcy zapowiadają olbrzymie inwestycje, choć nie mają środków nawet na istniejącą już infrastrukturę. To natomiast może zapowiadać jeszcze większe wzrosty opłat drogowych (dopiero co poniesionych o 83 procent!), jeszcze większą ilość korków na drogach i jeszcze wolniejsze rozbudowywanie parkingów dla ciężarówek…