Należy podnieść ceny paliw i zwiększyć opłaty drogowe dla ciężarówek – gdzie tu jest logika?

W nawiązaniu do tekstu:

UE zatwierdza nowe normy emisji CO2 oraz zużycia paliwa – producenci ciężarówek mają spore wyzwanie

Brytyjski dziennik ekonomiczny Financial Times opublikował bardzo ciekawy wywiad z Martinem Daumem. Jest to szef koncernu Daimler Trucks, produkującego między innymi ciężarówki marek Mercedes-Benz, Freightliner oraz Fuso.

Pan Daum miał w tym wywiadzie stwierdzić, że przewoźnicy płacą zbyt małe opłaty drogowe oraz zbyt niską akcyzę od oleju napędowego. Wszystko to sprawia, że rozwój elektrycznych ciężarówek jest bardzo powolny. Elektryczne pojazdy są bowiem bardzo kosztowne w zakupie i mają ograniczoną praktyczność. Dlatego też należy podnieść koszty eksploatacji diesli, by dzięki temu „elektryki” stały się na ich tle bardziej atrakcyjne.

Mówiąc bardziej dokładnie, pan Daum domaga się całkowitego zwolnienia elektrycznych ciężarówek z opłat drogowych. Ciężarówki na gaz ziemny powinny podlegać częściowym opłatom, natomiast opłaty dla diesli powinny zostać podwyższone. Dodatkowa propozycja to zaś wspomniane zwiększenie akcyzy na olej napędowy, by zwiększyć w ten sposób koszty zakupu paliwa.

Wiele osób może stwierdzić, że powyższy plan jest prawdziwie kuriozalny. Zamiast bowiem dążyć do szybkiej poprawy opłacalności samochodów elektrycznych, chce się sztucznie zmniejszyć opłacalność aut spalinowych. Jak więc wytłumaczyć ten brak logiki? Wszystko wyjaśniają problemy z niewystarczającym rozwojem technologii, a także nowe unijne normy.

Otóż okazuje się, że co najmniej do 2027 roku elektryczne ciężarówki będą droższe od spalinowych. Do takich wyliczeń doszła renomowana firma konsultingowa McKinsey. Ponadto, pod wielkim znakiem zapytania stoi przyszłość cen na rynku baterii. Branża ta dopiero zaczyna się rozwijać i nie wiadomo jak poradzi sobie z rosnącym zapotrzebowaniem.

Mimo powyższych ograniczeń, producenci zostaną po prostu zmuszeni, by produkować duże ilości elektrycznych ciężarówek. Skłonią ich do tego nowe unijne normy emisji CO2, mające obowiązywać od 2025 roku. Skoro więc samochody te będzie trzeba produkować, ktoś też będzie musiał je kupować. Żeby zaś kogoś do tego zmusić, najłatwiej właśnie ograniczyć opłacalność innych technologii.

I w ten oto sposób dochodzimy do pięknego ciągu wydarzeń: Unia Europejska narzuca nowe ekologiczne normy, wyznaczając bardzo krótki czas ich realizacji-> producenci ciężarówek naprędce dostosowują się do nowych norm -> na rynek trafiają nowe typy pojazdów, które są drogie i mają ograniczoną praktyczność -> przewoźnicy nie chcą kupować pojazdów nowego typu -> eksploatacja starego typu pojazdów jest gwałtownie podrażana -> koszty transportu drożeją -> przewoźnicy chętniej sięgają po pojazdy nowego typu.