Sobotę zaczynamy od czegoś specjalnego, mianowicie od serii zdjęć z jednego z najuboższych państwa świata. Jest nim Gwinea, była kolonia francuska, który leży na zachodnim wybrzeżu Afryki. Zdjęcia, wraz z krótkim opisem, Maciej Kapuściński (bardzo dziękuję i pozdrawiam!), którego wyjątkowego Mercedesa Sprintera 312 opisywałem TUTAJ. Autorem owych fotografii jest jego ojciec Ireneusz, który miał okazję być w Gwinei w interesach jakieś trzy lata temu. Zapraszam do czytania i oglądania:
Zdjęcia te zostały wykonane w Gwinei a dokładnie w Konakry, stolicy tego afrykańskiego państwa leżącego w zachodniej części tego kontynentu. Konakry jest miastem które bezpośrednio graniczy z Oceanem Atlantyckim, co wiąże się ze wzmożonym ruchem transportowym w tym rejonie. Towar, który dociera do Konakry statkami, trafia później na ciężarówki, a te dalej rozwożą go po całym kraju a czasami nawet poza jego granice. Mimo sporych dystansów, jakie pokonują ciężarówki po czarnym lądzie, nie zobaczymy tam Scanii R, Mercedesa MP4, czy DAF-a XF. Co napędza więc ten znaczący filar gospodarki, jakim jest transport? Są to stare wysłużone auta, których w Europie nikt już nie chciał, stały w krzakach pod płotem, a tymczasem w Gwinei dostały drugie życie, nadal wożąc towar. Najczęstszą marką spotykaną na gwinejskich drogach jest Renault z modelami Magnum, Major, Manager i niekiedy nawet Premium. Czemu akurat dominuje tam francuska marka? Odpowiedź jest prosta. Gwinea ma silne powiązania emigracyjne z Francją, więc obecność „Renówek” na tych drogach nie powinna nikogo dziwić. Można przy okazji zadać sobie pytanie, co łączy afrykański i europejski transport? No cóż, są to jedynie marki ciężarówek. Cała reszta to kompletna przepaść. Począwszy od zasad ruchu drogowego, gdzie Gwinejczycy stosują się tylko do jednego przepisu, mianowicie ruchu prawostronnego, a ponadto brakuje jakichkolwiek kontroli odnośnie stanu pojazdów czy bezpieczeństwa wykonywanych transportów. W efekcie na drogach Gwinei nie brakuje ciekawych scen, jak chociażby jadącej pełnym pędem, załadowanej ciężarówki, za którą ciągnie się snop iskier i huk od obijających się o ramę naczepy… drutów z opony. Ciekawym zjawiskiem mogą być także dwaj panowie jadący za kabiną „Magnumki” z dwoma karabinami AK-47, którzy mają za zadanie chronić przewożonego ładunku. Oczywiście takie przykłady można by wymieniać w nieskończoność. Reasumując – zachodnioafrykański transport to istna szkoła przeżycia w najcięższych warunkach, gdzie nowe euro 6-stki nie wytrzymałyby nawet pół roku, podczas gdy stare, proste auta po prostu dzielnie odbudowują kolejne państwo na tym świecie.