Podwyższenie opłat drogowych dla ciężarówek, by następnie ograniczyć fundusze na drogi i skierować je na rozbudowę kolei – dla osób z branży taki plan może brzmieć wręcz skandalicznie. Mimo to w Niemczech rozpoczęła się jego oficjalna realizacja, a w Polsce rząd właśnie wyszedł z bardzo podobnym pomysłem.
Wiadomo, że 1 listopada bieżącego roku sieć dróg płatnych w polskim systemie e-TOLL zwiększy się z 3,7 do 5,3 tys. kilometrów. Dla przewoźników oznacza to oczywiście zwiększone wydatki, a sam rząd uargumentował to między innymi wyrównywaniem szans między transportem kolejowym a drogowym. Padło bowiem stwierdzenie, że skoro pociągi muszą płacić za przejazd po wszystkich torach, to ciężarówki powinny płacić za wszystkie główne drogi.
Drugi element układanki ze wstępu zapowiedziano w ostatnich dniach sierpnia. Z ust wiceministra infrastruktury padło wówczas stwierdzenie, że inwestycje w drogi muszą zostać w najbliższym czasie wyhamowane. Argumentacją znowu jest zaś kolej, na którą rząd zamierza postawić w kwestii rozwoju szybkich przewozów dalekobieżnych. Pojawiło się też stwierdzenie, że skoro na rynku pracy już teraz brakuje kierowców zawodowych, to dalsze inwestowanie w przewozy drogowe po prostu przestaje być potrzebne.
Omawiany rozwój kolei ma objąć w ciągu najbliższej dekady około 1000 kilometrów nowych lub zmodernizowanych torów. Będzie to oczywiście proces bardzo kosztowny i dlatego też wyhamowanie inwestycji w drogi może stanowić istotny element całego planu. Wracając natomiast jeszcze do przykładu ze wstępu, mogę podać liczby odnotowane w Niemczech. Pojawiły się one w następującym artykule: Opłaty dla ciężarówek przyniosą 15 mld euro, a na utrzymanie dróg trafi 5 mld euro