Mija rok od zamachu w Berlinie. Polski kierowca został zamordowany, a terrorysta użył jego ciężarówki

zamach_w_berlinie_miejsce_porwania_ciezarowki_1 zamach_w_berlinie_miejsce_porwania_ciezarowki_2

Zdjęcia wykonałem w ubiegłym tygodniu.

To dokładnie tutaj, dokładnie rok temu, na rozładunek oczekiwał śp. Łukasz Urban. Na zdjęciach widzimy Berlin, ulicę Friedrich-Krause-Ufer, ulokowaną na obrzeżach dzielnicy Moabit. Za ceglastym ogrodzeniem znajduje się fabryka firmy ThyssenKrupp, czyli jednego z największych na świecie producentów elementów stalowych. Ledwie kilkaset metrów dalej znajdziemy się w okolicy zdominowanej przez imigrantów z Bliskiego Wschodu. Kolejne 5-6 kilometrów dalej znajdziemy się zaś w ścisłym centrum miasta, o tej porze roku pełnym turystów.

Co w przypadku tego typu fabryki jest oczywiste, na Friedrich-Krause-Ufer każdego dnia pojawiają się ciężarówki. Jednym z takich pojazdów przyjechał właśnie Łukasz Urban, kierując Scanią R450 z ładunkiem stalowych elementów. Wtedy też, wieczorem 19 grudnia 2016 roku, w nie do końca znanych okolicznościach, polski kierowca został zaatakowany przez terrorystę. Był to pochodzący z Tunezji Anis Amri, działający dla Państwa Islamskiego.

24-letni Anis Amri w ogóle nie powinien znajdować się w Niemczech. Odmówiono mu azylu w tym kraju, a także wiedziano o jego kontaktach z islamskimi ekstremistami. Mężczyzna miał też w przeszłości do czynienia z ciężarówkami – z Tunezji musiał on uciekać, jako że oskarżono go właśnie o kradzież samochodu ciężarowego. Co więcej, przed przybyciem do Niemiec przebywał on we Włoszech, gdzie skazano go na karę czterech lat więzienia. Wszystko przez aktywny udział w zamieszkach, w czasie których wywołano pożar, a kilka osób zostało rannych.

A jednak, dokładnie rok temu Anis Amri znalazł się na Friedrich-Krause-Ufer. Najprawdopodobniej zaatakował on Łukasza Urbana przy pomocy noża, jeszcze przed godziną 16. Polski kierowca został sterroryzowany, mogąc służyć terroryście do rozpracowania systemu obsługi ciężarówki. Następnie, jak twierdzi niemiecka policja, terrorysta zamordował Łukasza Urbana przy pomocy broni palnej, samemu ruszając w kierunku jarmarku bożonarodzeniowego na Breitscheidplatz. Tam 40-tonowy zestaw staranował ludzi oraz stoiska, zabijając kolejne 11 osób. Było to ośmioro Niemców oraz obywatele Czech, Włoch oraz Izraela. Zamach miał miejsce około godziny 20, a pierwsze zgłoszenia trafiły do służb ratunkowych o godzinie 20:07.

lukasz_urban_zamach_berlin

Śp. Łukasz Urban miał w momencie zamachu 37 lat, pozostawiając 17-letniego syna Adama oraz żonę Zuzannę. Zamordowany od lat pracował jako kierowca ciężarówki, a w swoich ostatnich dniach jeździł w firmie Usługi Transportowe Ariel Żurawski, prowadzonej przez jego kuzyna. Pogrzebowi kierowcy towarzyszyli nie tylko przedstawiciele władz, ale także konwój złożony z samochodów ciężarowych.

Sama firma przez kolejne miesiące borykała się z bardzo dużymi problemami. Pan Żurawski został obciążony za opóźnienie w dostawie ładunku, ciężarówka została zniszczona, cały zestaw miesiącami przetrzymywali śledczy, a ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania, jako że polisy nie obejmują zamachów terrorystycznych. Władze Niemiec zaoferowały z tego tytułu 10 tys. euro zadośćuczynienia.

W związku z rocznicą, można się dzisiaj spodziewać akcji upamiętniających ze strony kierowców ciężarówek. O śmierci kolegi po fachu chce się przypominać czarnymi wstążkami na lusterkach oraz minutą trąbienia. Ta ostatnia akcja ma odbyć się dokładnie o godzinie 20:14. Informujące o akcji wydarzenie na Facebooku znajduje się tutaj.

Pojawiła się także idea zorganizowania konwoju ciężarówek w sobotę 30 grudnia, a więc rok po pogrzebie Łukasza Urbana. Pojazdy miałyby zebrać się o godzinie 12, na stacje paliw Moya w Pniewie. Stamtąd koledzy po fachu chcą udać się na cmentarz w Baniach, aby złożyć kwiaty i zapalić znicze.