Mija 10 lat od upadku firmy RiCö – 5 marca 2008 roku setki kierowców ciężarówek zostały bez pracy

Powyżej: reklamowa skrobaczka z lat 90-tych

Dziesięć lat temu, 5 marca 2008 roku, firma RiCö Internationale Transporte und Logistik oficjalnie ogłosiła swoją upadłość. Tysiące polskich kierowców na pewno długo o tym wydarzeniu nie zapomni.

Tuż przed upadkiem RiCö było prawdziwym gigantem. Niemiecko-polska firma szczyciła się flotą ponad 2 tys. ciężarówek, jeżdżących po drogach całej Europy. Było to tym bardziej znamienne, że w 2008 roku ciężarówki na polskich rejestracjach nie były aż tak stałym elementem europejskiego krajobrazu. Ponadto flota RiCö potrafiła naprawdę zachwycać. Nie dość, że składała się z bardzo nowoczesnych pojazdów, często zamawianych tuż po premierach, to jeszcze nie brakowało tam wyjątkowych egzemplarzy. Niemiecki zarząd lubił zamówić takie pojazdy jak Mercedes-Benz Actros Black Edition, czy Scania 164 580 Longline. Maszyny te promowały firmę na zlotach, a przy okazji wykonywały codzienną pracę.

Co z kierowcami? Tutaj śmiało można powiedzieć, że ile osób, tyle opinii. Zwykło się mawiać, że „w RiCö kierowcy jeżdżą za friko”. Polscy pracownicy mieli więc zarabiać niewiele i przebywać w trasie przez bardzo długi czas. Z drugiej strony, co nie spotkam się z byłym kierowcą z tej firmy, to słyszę bardzo pochlebne opinie. Rzeczywiste zarobki wcale nie miały być niskie, zwłaszcza biorąc pod uwagę ówczesne realia.

Inna sprawa, że w 2008 roku pieniądze nagle się skończyły. Koniec 2007 wyglądał jeszcze w całkiem pozytywnie. RiCö chwaliło się ogromnym zamówieniem na najnowsze MAN-y – aż trzysta egzemplarzy debiutującego właśnie modelu TGX. Do grudnia nie było też problemów z wynagrodzeniami. A jednak, w styczniu oraz w lutym wypłat już zabrakło, natomiast na przełomie lutego oraz marca zaczęły się ogromne problemy…

Tak to wyglądało pod polską bazą w Polkowicach:

Kierowcy niespodziewanie otrzymali polecenie tankowania ciężarówek do pełna i jak najszybszego powrotu do bazy. Krótko później karty paliwowe przestały działać i kierowcom polecano tankowanie z własnych pieniędzy. Były też przypadki, gdy kilku kierowców wracało do kraju jedną ciężarówką, bo ta akurat miała paliwo. Nierzadko pomagali im koledzy z innych firm, a wiele zestawów trzeba było porzucić w Europie Zachodniej, czy nawet na Ukrainie. A co najgorsze, kiedy już w końcu zjechało się na bazę, wieści były bardzo złe – przyjdzie pożegnać się nie tylko z pracą, ale także z zaległym oraz bieżącym wynagrodzeniem.

Dlaczego RiCö upadło? W oficjalnej, mocno skróconej wersji, był to kolos na glinianych nogach. Ogromna flota bazowała na ciężarówkach w leasingu, generując gigantyczne koszty. W połączeniu z bardzo dużą skalą działania, zejście poniżej progu opłacalności szybko mogło przynieść ogromne długi. Z drugiej strony, mnóstwo osób przekonanych jest o oszustwie, którego dokonał zarząd. I w tej drugiej wersji naprawdę coś musi być. Nie bez powodu były prezes RiCö został rok temu skazany na dwa lata więzienia. Pisałem o tym w następującym tekście: Były szef RiCö po latach odpowie za oszustwa – Niemiec spędzi 2 lata w więzieniu za unikanie podatków.