Miały być ciężarówki na prąd, wyszły fałszywe obietnice i straty w milionach dolarów

W całym natłoku doniesień o elektrycznych oraz wodorowych prototypach wyrosła bardzo duża afera. Dotyczy ona firmy Nikola, której były prezes miał obiecywać rzeczy niemożliwe do zrealizowania.

Pamiętacie sprawę z prototypem, który został zepchnięty ze wzniesienia, by możliwe byłoby nagranie ciężarówki w czasie jazdy? Temat ten właśnie znalazł swoją kontynuację, w sprawie wypowiedziała także sama firma, a przy okazji można poznać następstwa finansowe.

Manipulacja ze wzniesieniem miała być tylko jedną z wielu. Jak przyznał nowy zarząd firmy Nikola, jej założyciel oraz były prezes regularnie wypowiadał słowa, które były „częściowo lub całościowo nieścisłe”. Miało to dotyczyć na przykład posiadania przez firmę praw do wydobycia gazu ziemnego, czy rzekomej możliwości wytwarzania wodoru we własnym zakresie.

Gdy powyższa sprawa wyszła na jaw, będąc nagłośnionym przez firmę inwestycyjną Hindenburg Research, Nikola stanęła przed groźbą potężnego pozwu. Konieczne było wówczas zatrudnienie całej armii prawników, którzy tylko do końca 2020 roku policzyli za swoje działania 24,7 miliona dolarów. Wśród następstw było też wycofanie się koncernu General Motors z wielkiej inwestycji w Nikolę. Akcje firmy gwałtownie wówczas spadły i całym roku firma odnotowano 348 milionów dolarów straty.

Faktem jest, że obecnie Nikola wchodzi na prostą, mogąc zaprezentować faktycznie jeżdżący pojazd. Nie jest to jednak własna konstrukcja, jak obiecywano na początku, a wspólne dzieło z firmą Iveco, wyprodukowane w Niemczech i jedynie wyeksportowane do Stanów Zjednoczonych. Dopiero co pisałem o tym następującym tekście: Klasyczny Peterbilt wiozący elektryczną Nikolę z Niemiec – dwa światy, jeden transport