Mercedes-Benz Klasy X, model X250d – test 40ton.net – sztywniejszy, szerszy, cięższy i niestety droższy

Mercedes-Benz Klasy X jest pickupem, który od początku wzbudza kontrowersje. Z jednej strony, mamy tutaj do czynienia z samochodem marki premium. Sam Mercedes właśnie tak Klasę X reklamuje, a i jego ceny są z kategorii tych wyższych. Z drugiej natomiast strony, Klasa X powstała na bazie popularnego pickupa z Japonii. Mowa o Nissanie Navarze ostatniej generacji, powszechnie występującym na drogach i dzielącym silnik z dostawczym Renault Master.

Jak więc traktować Klasę X, w jakim stopniu różni się ona od Nissana i jakie pozostawia wrażenia z jazdy? To wszystko bardzo dobre pytania, na które postaram się teraz odpowiedzieć. Będę przy tym bazował na tygodniu spędzonym z Mercedesem X250d, wyposażonym w 190-konny wariant czterocylindrowego silnika.

Zwykle nie wspominam w testach o wyglądzie, wszak jaki samochód jest, każdy widzi. Tym razem zrobię jednak mały wyjątek, mając do przekazania bardzo konkretną informację. Otóż okazuje się, że Mercedes-Benz zmienił w nadwoziu naprawdę sporo i jedynie dwa panele są identyczne, jak w przypadku Navary. Klasa X jest też szersza, mając o 6 centymetrów większy rozstaw kół. W połączeniu z szerszymi błotnikami, samochód wydaje się  więc masywniejszy niż Navara.

Stosunkowo szeroki rozstaw kół poszedł też w parze ze sztywnym zestrojeniem zawieszenia. Dzięki temu samochód zachowuje się bardzo przewidywalnie, doskonale trzyma się w zakrętach i sprzyja szybszej jeździe na trasach dobrej jakości. Inna sprawa, że w czasie jazdy po dziurawych drogach daje się to we znaki. Choć z tyłu nie zastosowano resorów, wybierając zawieszenie drążkowe, Mercedes lubi podskoczyć na dziurach i przenieść wibracje do wnętrza. Jest przy tym nie tylko sztywniejszy od Nissana, ale też równie sztywny, co pickupy na klasycznym zawieszeniu piórowym. W efekcie mamy wrażenie jazdy samochodem typowo roboczym, takim z krwi i kości.

Potęgują to też osiągi silnika. Z jednej strony, 190-konny motor 2.3 wyposażono w dwie turbiny. Dzięki temu 450 Nm maksymalnego momentu obrotowego dostępne jest już przy 1500 obr./min. Samochód nie ma „turbodziury”, pozostaje sprawny w wyższych obrotach i przyspiesza bardzo równomiernie, co dobrze pasuje do ogólnej charakterystyki pojazdu. Z drugiej jednak strony, Klasa X jest po prostu ciężka i czuć, że silnik ma spory ciężar do dźwignięcia. Jest to zauważalne zwłaszcza przy wyższych, autostradowych prędkościach, albo po prostu po obciążeniu. Kto więc chciałby mieć Mercedesa z osiągami niczym w autach osobowych, powinien poczekać na 258-konny wariant z silnikiem V6. Ma on trafić do sprzedaży już w najbliższych miesiącach.

Pod względem zużycia paliwa 2,3-litrowy turbodiesel wypadał całkiem nieźle, z czego jest zresztą powszechnie znany. Na autostradzie oraz w mieście potrzebował około 10-11 litrów, natomiast na drogach niższej kategorii potrafił zejść do poziomu 7 litrów.

Masa własna testowego egzemplarza wyniosła aż 2270 kilogramów, dorównując pod tym względem Amarokowi ze znacznie większym, 3-litrowym silnikiem V6. Co jednak ważne i czym Klasa X Amaroka bije na głowę, to wysoka ładowność. Pomimo sporej masy własnej, wyniosła ona aż 980 kilogramów, DMC plasując na poziomie 3,25 tony. Klasa X może też holować 3,5-tonową przyczepę, tworząc niemal 7-tonowy zestaw. Przydadzą się przy tym udane, duże lusterka zewnętrzne, a także sprawnie działający tryb sekwencyjnej zmiany biegów. Jest on stałym elementem 7-biegowej przekładni, umiarkowanej pod względem szybkości działania.

Warto też wspomnieć o możliwościach terenowych. Mercedes-Benz X250d ma ręcznie dołączany napęd na cztery koła, obsługiwany pokrętłem. Był też system kontroli trakcji, który świetnie radził sobie w grząskim terenie, a także układ utrzymujący minimalną prędkości na zjazdach. Co jednak muszę zaznaczyć, to mały prześwit, wynoszący 202 milimetry. Oczywiście miało to wpływ na układ kątów natarcia oraz zejścia.

A jak wygląda wnętrze? Co na pewno łączy Klasę X z Navarą, to stosunkowo niska kabina, narzucająca niską pozycję za kierownicą. Podobny jest też układ takich elementów, jak boczki drzwiowe, czy zagospodarowanie tunelu środkowego. Mnóstwo Mercedesa w Mercedesie znajdziemy natomiast na desce rozdzielczej. Typowy dla tej marki jest układ multimedialny, skądinąd wyjątkowo udany i działający znacznie szybciej niż u japońskiej konkurencji. Z innych Mercedesów znana jest też kamera cofania, kratki nawiewów, wskaźniki, czy niewielka, świetnie leżąca w dłoni kierownica. Ogólnie rzecz biorąc, Klasa X przypomina we wnętrzu chociażby osobowego Mercedesa CLA. Trzeba tylko przymknąć oko na dwa elementy – staroświeckie przyciski do podgrzewania foteli, żywcem przeniesione z Nissana, a także wielki kawał twardego plastiku nad panelem klimatyzacji.

Pod względem foteli testowy Mercedes wypadł bardzo dobrze. Będą one odpowiednio duże także dla osób z wzrostem około 2 metrów. Z tyłu, jak na pickupa tej klasy, miejsca też było całkiem sporo. Oparcie kanapy zostało odpowiednio pochylone, a ilość miejsca na nogi okazywała się wystarczająca. Ponadto Mercedes zastosował z tyłu ciekawy smaczek, ewidentnie wzorowany na pełnowymiarowych pickupach amerykańskich. To odsuwany fragment na środku tylnej szyby, obsługiwany elektronicznie, przyciskiem na desce rozdzielczej. Niby to drobiazg, ale pozwala skutecznie przewietrzyć wnętrze. Fajnym dodatkiem jest też przesuwana przegroda, pozwalająca wydzielić fragment skrzyni ładunkowej. Dzięki niej mniejsze przedmioty przewieziemy bez obaw o ich powywracanie.

Mniej pochlebne opinie muszę wyrazić o tylnej zabudowie. Owszem, dobrze pasowała ona kształtem do całego samochodu, została bardzo ładnie wykonana, zapewniała dobre oświetlenie wnętrza i wyposażono ją w odchylane szyby. Jak na akcesorium oficjalnie oferowane przez Mercedesa, zaskoczyło mnie jednak niedopracowanie górnej klapy. Po pierwsze, zdarzyło się, że na przejeździe kolejowym klapa poluzowała się i samochód zaczął wyświetlać komunikat o otwartych drzwiach. Po drugie, samo otwieranie tej klapy było bardzo niewygodne, jako że nie pomyślano o jakimkolwiek uchwycie. Trzeba więc wciskać dłoń w szczelinę pod szybą.

Podsumowując…

Jadąc Mercedesem Klasy X mamy wrażenie poruszania się klasycznym, solidnym pickupem – samochód ma bardzo sztywne zawieszenie, jest dosyć ciężki, ma szeroki rozstaw kół, napęd dołącza się ręcznie, a silnik przyspiesza niezbyt szybko, ale za to bardzo równomiernie. Przyznam, że nie są to cechy, których spodziewałbym się po tym modelu. Niemniej tworzoną one spójną całość, po prostu pasując do półciężarówki.

Czy natomiast Klasa X ma szansę na sukces? Z jednej strony, na przeszkodzie mogą stanąć ceny. Za taki samochód jak testowy trzeba zapłacić około 200 tys. złotych netto, czyli bardzo dużo, zwłaszcza biorąc pod uwagę czterocylindrowy silnik. Z drugiej jednak strony, chętnych do dopłacenia za gwiazdę na masce zapewne nie zabraknie. Sam za siebie mówi fakt, że gdy jeździłem Klasą X, kilkukrotnie zaczepiano mnie na parkingach, z prośbą o pokazanie co to za ciekawy, nowy Mercedes.

Dodatkowe zdjęcia: