Ktoś niezorientowany w temacie mógłby powiedzieć, że Mercedes-Benz Actros już od 11 lat wygląda właściwie tak samo. Prawda jest jednak taka, że Niemcy bardzo regularnie coś w tym modelu zmieniają i właściwie co 2-3 lata do klientów trafiają zmodyfikowane egzemplarze. Zanim więc przejdę do prezentacji konkretnego samochodu, w ramach wstępu należy się dłuższą wyjaśnienie.
Ciężarówka, którą obejrzycie w tym materiale, to Mercedes-Benz Actros L. Przy czym litera „L” wskazuje na wersję zaprezentowaną w 2021 roku i ledwie od początku tego roku dostarczaną do polskich przewoźników. Od Actrosa bez litery „L” różni się ona głównie nowymi elementami wyposażenia, a przy okazji jest też częścią nowego podziału w gamie. Actros L to bowiem wersja dla bardziej wymagających klientów, którzy chcą mieć do dyspozycji pełną ofertę jednostek napędowych i kabiny o płaskiej podłodze. Za to klienci nieco mniej wymagający mogą wybrać niższego i uproszczonego Actrosa F.
Warto też dodać, że Actros o takim wyglądzie jak prezentowany może pozostać z nami jeszcze przez około 2 lata (taką informację usłyszałem z bardzo godnego zaufania źródła). Wtedy też mamy doczekać się bardzo poważnie zmodyfikowanego następcy, z przeprojektowaną kabiną, testowaną już na drogach Francji i Hiszpanii. Mam tutaj na myśli testówki w kamuflażu, opisywane między innymi w tym artykule.
Choć to też nadal nie znaczy, że przez najbliższe 2 lata nie zobaczymy żadnych nowości. W kolejce do produkcji są już bowiem Actrosy po kolejnych zmianach, wyposażone w krótsze ramiona bocznych kamer oraz zmodernizowany silnik i skrzynię biegów. To nowości opisywane w dwóch różnych artykułach: tutaj oraz tutaj. Przy czym podkreślam, że prezentowany dzisiaj egzemplarz jeszcze ich nie otrzymał.
Tyle tytułem wstępu, a teraz przyjrzymy się naszemu dzisiejszemu bohaterowi. Jest to Mercedes-Benz Actros L 1848 GigaSpace SoloStar Concept, który dodatkowo otrzymał przydomek „SmartTruck”. Dokładnie ten ciągnik był bowiem pokazowym demo polskiego importera, ręcznie pomalowanym przez artystę Mateusza Nowakowskiego. Odwzorował on na kabinie mózgowe synapsy, by nawiązać w ten sposób do inteligentnego wyposażenia pojazdu. Następnie malunki te skopiowano też w formie oklejenia i umieszczono na kolejnych 70 egzemplarzach, rozsyłając je po całym kraju, jako ciągniki testowe dla dealerów.
Fakt, że jest to „L-ka”, już z rocznika 2022, stwierdzimy tu nie tylko po dodatkowej literze na kabinie oraz po czarnej czcionce całego napisu. Ciężarówka ma też bowiem kilka innych elementów, które wprowadzono wraz z nowym rozszerzeniem nazwy. W omawianym egzemplarzu można zacząć już od budowy reflektorów, które mogą być teraz wykonane w technologii LED, podobno bardziej efektywnej nawet od biksenonów. Podkreślam, że te reflektory LED są wyposażeniem opcjonalnym i niestety nie znajdziemy ich we wszystkich egzemplarzach. Niemniej z całego serca zachęcam, by na taką opcję się zdecydować. Jeśli bowiem chodzi o jasność światła i zakres widzenia, prezentowany samochód zrobił na mnie naprawdę bardzo dobre wrażenie.
Kolejną nowość można zauważyć po zajęciu miejsca wewnątrz, zwłaszcza jeśli ktoś już wcześniej jeździł Mercedesem Actrosem. Otóż model ten znany był dotychczas z wyjątkowo wysokiej podstawy fotela, która nadawała kierowcy mocno krzesłową pozycję i sprawiała, że na pulpit sterujący patrzyło się z góry. W Actrosie L efekt ten został zniwelowany, gdyż podstawa fotela w końcu została wyraźnie obniżona. Siedzisko da się więc opuścić do podobnego poziomu jak u wielu konkurentów, a przy tym nadal można korzystać z pneumatycznej amortyzacji. W stosunku do poprzednika różnica ta jest na tyle zauważalna, że teraz przydałaby się nawet nieco większa regulacja kolumny kierowniczej, by dociągnąć koło bliżej do fotela. Niemniej ogólna pozycja nadal wydaje się w pełni poprawna, na wyprofilowanie fotela naprawdę nie można narzekać, a welurowa tapicerka jest bardzo przyjemna. Omawiany egzemplarz miał też na pokładzie interesujący dodatek, w postaci oparcia fotela pasażera z systemem masażu. To rozwiązanie było tak bardzo przyjemne, że naprawdę przydałoby się zrobić z niego dalekodystansowy standard.
Kolejna nowość, którą obiecano w Actrosie L, to nowe materiały wykończeniowe, poprawione materace i lepsza izolacja termoaktustyczna. Trudno mi to oceniać w wymiernych wartościach, ale w moim subiektywnym wrażeniu na żaden z tych elementów nie można już teraz narzekać. Niezależnie od obrotów, dźwięk silnika w żaden sposób nie doskwiera i nawet przy rozpędzaniu nie jest przesadnie głośno. Nie występują też tak nieprzyjemne zjawiska, jako zimno dochodzące z okolic ścian sypialni. Jeśli natomiast chodzi o nowy materac, dostępny w Actrosie L z dodatkową, nakładaną matą, ujmę to w bardzo prostych słowach – naprawdę dawno nie spotkałem aż tak wygodnego łóżka górnego. Nie tylko było ono bardzo szerokie, mając w tym zakresie aż 90 centymetrów, ale też mata i materac okazały się bardzo komfortowe i o dziwo wcale nie za miękkie.
Piszę tutaj o górnym łóżku, jako że prezentowany samochód miał wnętrze zagospodarowane w wersji SoloStar Concept. W praktyce to tak zwana „salonka”, a więc wariant z dolną częścią sypialni przekształcaną w stolik i fotel. Coś takiego pozostaje opcją już od wczesnych egzemplarzy Actrosa czwartej generacji (czyli od dobrej dekady), ale muszę przyznać, że naprawdę doskonale zniosło próbę czasu. Cały układ jest bowiem tak bardzo przemyślany, że aż trudno wskazać co mogłoby zostać w nim poprawione. Na narożnikowym fotelu można zarówno wygodnie jechać, będąc zapiętym pasem bezpieczeństwa, jak i komfortowo zjeść posiłek przy stoliku, czy też popracować na komputerze. Poza tym wolne miejsce po prawej stronie kabiny znacznie ułatwiło wsiadanie do środka, wprowadzanie się z bagażami, czy wykonywanie jakichkolwiek czynności w pozycji wyprostowanej. Wspomniany stolik okazuje solidny i wystarczająco duży, a lodówka na szczęście nie jest mniejsza niż w zwykłej kabinie Haczyk jest więc tak naprawdę tylko jeden – dolne łóżko SoloStar Concept jest wyraźnie skrócone, a ogólny układ kabiny po prostu skłania do spania na górze, podczas gdy Mercedes-Benz nadal zdecydował się na montaż pełnoprawnej, bezpiecznej drabinki.
Wracając do nowości, wprowadzonych wraz z literą „L” , przechodzimy do systemu MirrorCam, a więc do słynnych kamer zastępujących lusterka. W Actrosie L system ten otrzymał nieco poprawione wyświetlacze, oferujące jaśniejszy obraz, by ułatwić manewry po zmroku. Tutaj przyznaję, że widoczność w ciemności była na dobrym poziomie, więc za modernizację należy się kolejny plus. Za to do ogólnego układu tego systemu mam pewną uwagę. Otóż Mercedes-Benz nadal trzyma się decyzji z 2018 roku, by boczne lusterka już standardowo zastępować kamerami, ale obserwację „martwego pola” powierzać dwóm klasycznym lusterkom. Cztery lata temu wręcz trudno było taki układ oceniać, gdyż kamery Mercedesa były po prostu zupełną nowością. Dzisiaj jednak – po doświadczeniach z kamerami innych marek i po zapoznaniu się z wieloma opiniami użytkowników – znacznie bardziej sensowny wydaje się odwrotny układ. Boczne lusterka można by więc pozostawić na kabinie (z ewentualnie opcjonalnymi kamerami), ale za to szerokokątna kamera do łatwej obserwacji „martwego pola” powinna być absolutnym standardem. W końcu to „martwe pole” pozostaje jednym z głównych branżowych problemów. Choć tutaj Actros L może się nieco bronić bocznym radarem „martwego pola”, który w czasie jazd testowych faktycznie działał bez zarzutu, także na długości naczepy, a od niedawna jest też sprzężony z automatycznym hamowaniem awaryjnym.
Co jeszcze się w Actrosie nie zmieniło, to na pewno ogólna charakterystyka pojazdu, pod względem zachowania na drodze. Mercedes-Benz Actros L jest więc ciężarówką o bardzo komfortowych nastawach, średnio odnajdujących się w koleinach i na wąskich zakrętach, ale za to idealnie dobranych dla dróg szybkiego ruchu. Co taka ocena oznacza w praktyce? Dla przykładu, układ kierowniczy pracuje bez większych oporów, podwozie dobrze tłumi poprzeczne nierówności, nawet praca pedałów wydaje się być bardzo lekka, a ingerencje układów elektronicznych bywają silne i zdecydowane. Dlatego też takie opcjonalne systemy, jak tempomat PPC dopasowujący prędkość do łuków i znaków drogowych, czy autopilot drugiego stopnia Active Drive Assist, warto uruchamiać właśnie na autostradzie. Tutaj też dodam, że w Active Drive Assist szczególnie przekonuje mnie opcją prowadzenia ciężarówki na trzy sposoby: tuż przy lewej linii, po środku pasa ruchu lub tuż przy linii prawej. Pozwala to bezpiecznie oddalić ciężarówkę od pasa awaryjnego, gdzie zwłaszcza po zmroku, na drogach ekspresowych, często pojawiają się „niespodzianki”. Wśród innych elementów charakterystycznych dla Mercedesa znajdziemy zaś tempomat regulowany co 0,5 km/h, niebieskie oświetlenie imitujące światło księżyca, czy dwa tablety zastępujące elementy pulpitu. Te dwa ostatnie cztery lata temu mogły jeszcze wzbudzać kontrowersje, ale jeżdżąc omawianym egzemplarzem miałem już wrażenie bardzo prostej obsługi. Owszem, są pewne rzeczy, do których trzeba się przyzwyczaić, jak chociażby ogrzewanie postojowe sterowane z dotykowego ekranu. Niemniej wszystkie dotykowe pole są odpowiednio duże i tym samym łatwo w nie trafić.
Jeśli chodzi o układ napędowy, to niestety mogłem ocenić go tylko w ograniczonym stopniu. Wyjątkowo w naczepie nie było bowiem balastu, w związku z czym pomiary zużycia paliwa, czy ocena dynamiki nie miałyby większego sensu. Powiem jednak tyle, że mercedesowski Powershift jest coraz bardziej daleki od swojego niegdyś powolnego wizerunku. W omawianym samochodzie skrzynia naprawdę działała bardzo sprawnie, nie doświadczała żadnych zawieszeń i może raz zaskoczyła mnie swoją decyzją, choć i tak nie było to nic wielkiego. Wszystkie systemy elektroniczne wydawały się też dobrze zgrane z napędem, a ponadto – co typowe dla Mercedesa – układ napędowy szczególnie często toczył się na biegu neutralnym, nawet jak na obecne realia, gdy wielu konkurentów poszło w tę samą stronę. I tutaj chyba dochodzimy do wniosku, który idealnie pasuje do wstępu. Po prostu widać, że Niemcy nieustannie regularnie coś w tej ciężarówce udoskonalają.
Dodatkowe zdjęcia: