Ubiegły rok stał pod znakiem nawet kilkudziesięcioprocentowego spadku sprzedaży samochodów ciężarowych. Na rok bieżący nie zapowiada się też pełnego odrobienia strat. Firma MAN jest zaś pod szczególną presją, jako że okazała się wyraźnie mniej rentowna niż należąca do tego samego koncernu Scania. Niemcy muszą więc znaleźć oszczędności, chcąc zrobić to między innymi przez ograniczenie zatrudnienia.
Pierwsze zapowiedzi, przedstawione jeszcze w ubiegłym roku, były naprawdę drastyczne. MAN miał zwolnić 9500 osób, czyli jedną czwartą całej swojej światowej załogi. Z tego aż 5600 osób miało stracić zatrudnienie w najważniejszych fabrykach w Niemczech.
Gdy jednak związki zawodowe usłyszały o tych planach, pojawił się bardzo silny sprzeciw. MAN musiał negocjować z nimi aż trzykrotnie, decydując się przy tym na wyraźne ustępstwa. Wczoraj ostatecznie udało się zawrzeć ugodę, a lista osób do zwolnienia okazała się znacznie krótsza. Choć i tak ma to wystarczyć, by zwiększyć zyski o 1,7 miliarda euro rocznie.
Według zatwierdzonego planu, w Niemczech pracę straci 3500 osób. Proces rozwiązywania z nimi umów ma trwać do końca 2022 roku. Ogromne zmiany szykują się też w Austrii, gdzie MAN zamierza całkowicie pozbyć się fabryki w mieście Steyr. Obiekt ten zatrudnia obecnie 2200 osób i mogą spotkać go dwa scenariusze – albo zostanie całkowicie zamknięty, albo MAN zdoła sprzedać go innemu producentowi. Dwóch pierwszych chętnych podobno już się pojawiło, w postaci firm z Rosji oraz z samej Austrii.
Jeśli chodzi o polskie zakłady MAN-a, to tutaj o żadnych wielkich zwolnieniach się nie wspomina. W 2020 roku wymieniano wręcz plany rozszerzenia polskiej produkcji, wypełniając w ten sposób lukę po fabryce w Austrii.