Malutki MAN TGL 8.240, jako pojazd dla przedstawiciela handlowego sprzedającego m.in. trumny

man_tgl_plastmet_7

9-tonowy MAN TGL z wysoką kabiną sypialną, 240-konnym silnikiem, 8-biegową skrzynią biegów i zaledwie 5,2-metrowym kontenerem, pozbawionym windy – przyznacie, że nie jest to konstrukcja, jaką spotyka się często. Co natomiast można zrobić z takim TGL-em, w którym zabudowa jest nieco ponad dwa razy dłuższa od kabiny? Sebastian z Rypina twierdzi, że jest to idealny sprzęt do transportu… worków na zwłoki, trumien, urn, ubrań dla zmarłych, czy też wszelkiego rodzaju dewocjonaliów, takich jak na przykład różańce oraz książeczki do nabożeństwa.

Aby wytłumaczyć tę nietypową konfigurację, a także nietypowy użytek, najpierw trzeba wyjaśnić na czym w ogóle polega praca samego Sebastiana. Nie jest on bowiem typowym kierowca ciężarówki (był nim w przeszłości), lecz zarabia na życie przede wszystkim jako przedstawiciel handlowy. Zatrudnia go rypiński producent akcesoriów funeralnych, czyli właśnie całego asortymentu, który wymieniłem we wstępie. Każdego dnia Sebastian odwiedza grupę potencjalnych klientów, takich jak zakłady pogrzebowe, czy też krematoria. Jego zadaniem jest sprzedanie jak największej ilości produktów, a na wypadek zawarcia transakcji, także przekazanie ich, korzystając z wożonego przy sobie zapasu.

man_tgl_plastmet_6

Jeszcze trzy lata temu praca Sebastiana wyglądała nieco inaczej. Dysponował on bowiem na co dzień 3,5-tonowym Peugeotem Boxerem, popularną „blaszką”, a jeśli musiał spać poza domem, to robił to przede wszystkim w hotelach. Był z tym jednak pewien zasadniczy problem – akcesoria funeralne nie należą do rzeczy lekkich, a niewielka ładowność lekkiego furgonu bardzo ograniczała możliwości przewozowe. I dlatego też firma Plastmet, bo to o niej tutaj mówimy, zdecydowała się na zakup do tej pracy pełnoprawnego samochodu ciężarowego. Swoją drogą jest to wspaniały przykład do naśladowania, wszak niejeden przedsiębiorca machnąłby na to ręką, stwierdzając, że panie tacho, viatoll i zawodowe prawo jazdy to same problemy, a tak zapłacimy raz na jakiś czas po 500 złotych mandatu i załadujemy te trzy tony na Ducato…

Wracając jednak do MAN-a – opisywany samochód pochodzi z 2008 roku i w momencie zakupu, w 2013 roku, miał na liczniku niecałe pół miliona kilometrów. Udało się go znaleźć u jednego z polskich handlarzy, a ślady po okleinie wskazywały, że wcześniej TGL jeździł w jakiejś niemieckiej spedycji. Wyróżnikiem pojazdu była oczywiście bardzo krótka i bardzo lekka zabudowa marki Erhardt. Firmie Plastmet zależało na takiej konstrukcji, z dwóch powodów. Po pierwsze, zakłady pogrzebowe nierzadko znajdują w trudno dostępnych miejscach – na osiedlach, przy rynkach, a w przypadku jednej z legnickich firm nawet bezpośrednio pod ratuszem. Dlatego też samochód musiał być bardzo łatwy w manewrowaniu i mieć ograniczone rozmiary. Po drugie zaś, skoro już Sebastian miał przesiąść się do ciężarówki, uznano, że będzie teraz woził naprawdę duży zapas produktów. A to wymagało właśnie lekkiej zabudowy.

man_tgl_plastmet_5

I tutaj mamy przy okazji kolejną ciekawą sytuację z kilogramami w roli głównej Opisywany samochód wyjechał z fabryki jako ciężarówka 9-tonowa, lecz w międzyczasie ograniczono mu masę całkowitą do 7490 kilogramów, z uwagi na korzyści zapisane w przepisach. Problem jednak w tym, że już na pusto samochód ważył 5 ton, więc zaledwie 2,5 tony ładowności poddawało pod wątpliwość sens całego przedsięwzięcia. Dlatego też właściciel firmy Plastmet stwierdził, że kupi ten egzemplarz, o ile sprzedający przywróci DMC do 9 ton, pozyskując na to dokumenty od samego MAN-a. I tak też się stało, natomiast dzisiaj, po trzech latach, można sobie odpowiedzieć, czy była to dobra decyzja.

Sama idea kupienia 9-tonowej ciężarówki jak najbardziej się sprawdziła. 4-tonowa ładowność w żaden sposób się nie marnuje, będąc wykorzystywanym do granic możliwości, a jednocześnie kompaktowe rozmiary umożliwiają poruszanie się po osiedlach mieszkaniowych lub ścisłych centrach miast. Szeroki kontener sprawdza się znacznie lepiej niż nadwozie auta dostawczego, ułatwiając Sebastianowi pracę i pozwalając utrzymać we wnętrzu odpowiedni porządek. Pewnym problemem jest jedynie konstrukcja samej zabudowy – jest ona bardzo lekka, ale przy tym też niesamowicie wrażliwa na uszkodzenia, w związku z czym nawet delikatne uderzenie w gałąź może spowodować konieczność przeprowadzenia małej naprawy.

man_tgl_plastmet_1

Najmniejszego zarzutu nie można mieć natomiast wobec samego MAN-a. Sebastian podkreśla to stwierdzeniem, że nie chciałby dostać żadnego innego pojazdu, niż właśnie model TGL. Chodzi tutaj oczywiście o kabinę, która pod względem przestronności i warunków wypoczynku jest w tej klasie pojazdów bezkonkurencyjna. Trudno też narzekać na 240-konny silnik, który zapewnia 9 tonom świetną dynamikę, a przy tym mieści się w 19 l/100 km średniego spalania. Usterki? Przez ostatnie trzy lata i około 200 tys. kilometrów TGL stanął na trasie tylko raz, w związku z awarią zaworu czterodrożnego. Poza tym ciężarówka po prostu jeździ i na siebie zarabia.

Na koniec warto też zwrócić uwagę na zmiany, które zaszły w MAN-ie w ciągu ostatnich trzech lat. Po zmroku ciężarówka prezentuje się naprawdę efektownie, za sprawą klasycznego, dodatkowego oświetlenia. W zderzaku oraz pod nim pojawiły się żółte lampki, światła przeciwmgielne pokryto okleiną, pod lusterkami zawitały tak zwane „uszy”, w narożnikach szyby można zauważyć podświetlane logo marki, natomiast nad nią stoją cztery spore reflektory oraz dopiero co założone, podświetlane ludziki Michelina. Tymczasem za dnia uwagę zwraca ozdobna listwa nad atrapą chłodnicy, czy też kolejny ludzik Michelina, tym razem płaski, klasycznie pochylony i ściągnięty aż ze Szwecji. Większość tych dodatków ufundowała sama firma, choć montażem zajął się już sam Sebastian, korzystając przy tym z pomocy kolegi obeznanego w elektryce. A przy czyszczeniu pomaga oczywiście młode pokolenie 😉

man_tgl_plastmet_3 man_tgl_plastmet_8
man_tgl_plastmet_10man_tgl_plastmet_2