Którą ciężarówkę wybrałbyś dla siebie – Globetrottera XXL, ciągnik z Ameryki czy pierwsze FH16?

Gdybyście mieli wybrać dla siebie ciężarówkę marzeń, jakiego typu miałby to być pojazd? Czy wybralibyście nowy ciągnik z Europy, skonfigurowany w wyjątkowo bogatej wersji? Może zamiast tego wolelibyście coś amerykańskiego, będąc pod wrażeniem ogromnej sypialni? A może po prostu sięgnęlibyście po ciężarówkę z „krwi i kości”, taką sprzed epoki AdBlue i inteligentnych tempomatów?

Poniżej zaprezentuję Wam po jednym z kandydatów z każdej grupy. Całe zestawienie będzie jak najbardziej nieprzypadkowe, jako że wszystkie trzy pojazdy dopiero co miałem okazję obejrzeć na żywo. Zostały one ustawione przed hotelem, w którym spędzam dzisiejsza noc. Jestem bowiem akurat w Szwecji, gdzie mam testować Volvo FH z nowej serii I-Save, szerzej zapowiadanej przeze mnie tutaj.

Pierwszy z tych kandydatów to nowa ciężarówka europejska. Jak jednak zapowiedziałem na wstępie, jest to pojazd w wyjątkowo bogatej wersji. Bogatej i wyjątkowej na tyle, że w typowym transporcie dalekobieżnym wręcz trudno byłoby ją wykorzystać. Wszystko przez powiększoną kabinę sypialną, o 25 centymetrów dłuższą od standardowej. Jest to dokładnie to nadwozie, które na początku maja opisywałem w tym artykule.

Volvo FH 540 Globetrotter XXL, bo tak nazywa się ten pojazd, to pierwszy egzemplarz w tej wersji zbudowany na europejski rynek. Już wkrótce pojawią się jednak kolejne, jako że wariant XXL trafił do oficjalnej sprzedaży na całym kontynencie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zamówić go także w Polsce. Choć niestety trzeba się przy tym zdecydować na trzyosiową konfigurację, dysponować grubym portfelem i przygotować na dłuższy czas realizacji zamówienia.

Z zewnątrz powiększona kabina wygląda co najmniej nietypowo. Pozornie nadwozie nie jest dłuższe od każdego innego Volva FH, mając taki sam profil boczny. To dlatego, że wydłużona partia sypialni została  całkowicie ukryta za ogromnymi, zakabinowymi spojlerami. Miejsce wydłużenia da się zobaczyć dopiero po obróceniu tych spojlerów lub po spojrzeniu na kabinę od dołu.

Taki sposób wydłużenia nadwozia to zupełna nowość. Pierwsze wcielenie Globetrottera XXL, produkowane do 2014 roku, miało bowiem widocznie wydłużoną szoferkę, połączoną ze standardowymi spojlerami. Dlaczego więc Volvo Trucks zdecydowało się na ten nowy układ? Tak było podobno znacznie łatwiej, praktyczniej a przy tym też prawdopodobnie taniej. Nie trzeba było bowiem przebudowywać bocznego poszycia nadwozia.

Przejdźmy jednak do kwestii najważniejszej – jak nowy Globetrotter XXL prezentuje się wewnątrz? W mojej prywatnej opinii, różnica w zakresie przestronności widoczna jest już na pierwszy rzut oka. Przyznam wręcz, że nie spodziewałem się aż tak pozytywnej zmiany po przedłużeniu o zaledwie 25 centymetrów. Nie wspominając już o imponujących rozmiarach dolnego łóżka oraz umieszczonych pod nim schowków. Mówiąc więc krótko – co najmniej taką długość powinny mieć wszystkie kabiny europejskich ciężarówek.

Zgodnie ze wstępem, teraz czas na propozycję amerykańską. Czy oznacza to więc, że wszelki blask Globetrottera XXL nagle zblednie? Pod względem przestronności na pewno tak. Nie znaczy to jednak, że europejska kabina wyjdzie z tego porównania całkowicie przegrana.

Kandydatem zza oceanu jest Volvo VNL760 najnowszej generacji. Jest to typowo amerykański ciągnik do transportu długodystansowego, z trzyosiowym podwoziem, silnikiem przed kabiną i bardzo dużą sypialnią. Choć zaznaczę, że nie jest to największa sypialnia z oferty. Model VNL występuje również w wersji 860, która jest jeszcze dłuższa, przeznaczona dla najbardziej wymagających klientów, a przy tym stosunkowo rzadko spotykana.

Pod względem konfiguracji, opisywany pojazd znacznie bliższy był Europie, niż pozornie można by to uznać. Pod maską z tworzywa znalazł się bowiem silnik o oznaczeniu D13, rozwijający 425 KM i znany także z Volva FH. Skrzynia biegów to zautomatyzowany I-Shift, a napęd przekazywany jest na tylko jedną oś, w ramach układu 6×2. Z lewej strony nadwozia znajdował się też zbiornik na płyn AdBlue, w Ameryce znany jako DEF. Europejskie Volva przypominała też deska rozdzielcza, choć doposażona w typowo amerykańskie sterowanie hamulcami ręcznymi i stacyjkę umieszczoną po lewej stronie.

Odejdźmy jednak od tych znanych elementów i spójrzmy na to, o czym w Europie można tylko pomarzyć. Mam tutaj na myśli kabinę sypialną o długości 175 centymetrów i wysokości 2,5 metra. Coś takiego naprawdę potrafi robić wrażenie, dając po prostu poczucie swobody. Można machać ramionami, podskakiwać, czy stanąć w środku w cztery osoby, a przy tym nadal się o nich nie obić. A w tym wszystkim nie brakuje jeszcze miejsca na pionową lodówkę, szafę na ubrania, wygodnie ustawiony telewizor, czy dolne łóżko mogące pomieścić dwie osoby.

Choć jest przy tym pewne „ale”. Niestety, jakość wykonania oraz użyte materiały dalekie są od europejskich standardów. W porównaniu z modelem VNL760, opisywany powyżej FH-acz wykonany jest niczym wysokiej klasy limuzyna. Amerykańska sypialnia pełna jest tandetnego plastiku, podobnie zresztą jak miejsce pracy kierowcy. Do tego dochodzą też bardzo średnie fotele – miękkie, kiepsko wyprofilowane i pokryte niezbyt przyjemnym materiałem. Trzeba zaś zaznaczyć, że opisywane VNL760 było bardzo bogatą wersją wyposażeniową, a więc wypadałoby oczekiwać po nim czegoś porządniejszego.

Skoro zaś wspomniałem już o czymś porządnym, to czas na ciężarówkę numer trzy. Będzie to jeżdżący symbol solidności i przyjemności z prowadzenia, czyli Volvo FH pierwszej generacji. Konkretnie jest to wariant FH16 520 Globetrotter XL, czyli najmocniejsza i największa wersja z ówczesnej oferty. I co więcej, mowa tutaj o naprawdę wyjątkowym egzemplarzu, będącym w stanie po prostu idealnym. Z fabryki wyjechał on w 2001 roku i od tamtego czasu przejechał zaledwie 300 tys. kilometrów!

Już sam stan tej ciężarówki może robić ogromne wrażenie. Wewnątrz wszystko działa, nie brakuje żadnego plastiku i nic nie jest zniszczone. Nieszczęsne uchwyty na kubki, które często ulegały uszkodzeniu? Są. Rozkładany stolik przy desce rozdzielczej, bardzo rzadko spotykany? Jest. Niezniszczone, niewysiedziane i niespękane fotele z dwukolorowej skóry? Też jak najbardziej są. Przyznacie więc, że takiego FH-acza pierwszej generacji naprawdę ze świecą szukać.

Jak też przystało na topowy wariant, w kabinie nie brakuje luksusu z końca lat 90-tych. Wnętrze wykończone jest plastikowym „drewnem”, kierownica kryje poduszkę powietrzną, a system audio otrzymał duże radio z suwakowym equalizerem. Takich rzeczy już się dzisiaj nie robi. Do tego dochodzi też manualna skrzynia biegów i silnik, który swoją 520-konną moc potrafi okazać w niestłumionej postaci. Nie ma tutaj bowiem żadnego osprzętu, który miałby go ograniczać.

No to teraz możecie sobie odpowiedzieć, którą z powyższych ciężarówek zabralibyście do domu. Zachęcam do komentowania, a poniżej dodam trochę zdjęć.

Dodatkowe zdjęcia VNL760: