„Kółka” między Polską a Chinami w podwójnej obsadzie – abstrakcja czy ciekawa oferta?

Zdjęcie ze zbiorów Truck-Spotters.eu

Firma Omega Pilzno opublikowała dzisiaj nową serię ogłoszeń o pracę. Sprawa szybko wzbudziła ogromne zainteresowanie, z uwagi na promowane tam kierunki. Mowa jest o regularnych „kółkach” między Polską a Chinami, liczących po 10 tys. kilometrów, trwających od 12 do 14 dni i wykonywanych w podwójnej obsadzie.

Takie ogłoszenia to nadal w Polsce olbrzymia rzadkość. Podam więc, że firma proponuje wynagrodzenie od 11 tys. złotych w górę, a możliwe są dwa systemy pracy – dwa tygodnie w trasie i jeden tydzień w domu lub jedno „kółko” na Chiny i 66 godzin w domu. Pełną treść ogłoszenia znajdziecie pod tym linkiem.

A teraz należy się pewne wyjaśnienie. Ogłoszenie pojawiło się na oficjalnym profilu firmy Omega Pilzno, zarejestrowanym na portalu OLX. Sprawa jest więc w pełni autentyczna. Faktem też jest, że podkarpacki przewoźnik przymierzał się do tego projektu od dłuższego czasu. Już siedem miesięcy temu na łamach „Rzeczpospolitej” pojawił się artykuł „Coraz krótsza droga do Chin” i tam była już wzmianka o pierwszej wykonanej trasie Omegi Pilzno do Chin. Co prawda z powodu pandemii transport został opóźniony o miesiąc, ale ostatecznie się odbył i najwyraźniej rokował na przyszłość.

Podawany w ogłoszeniu czas 12-14 dni może pokrywać się z wcześniejszymi doniesieniami, o ile po drodze nie dojdzie do żadnych opóźnień, a przejazd obejmuje trasę tuż za chińską granicę i z powrotem. Tak jednak odbywa się większość europejsko-chińskich transportów, jako że przy granicach z Rosją i Kazachstanem działają w Chinach specjalne centra przeładunkowe. Europejscy kierowcy raczej więc w głąb Chin nie wjeżdżają, a od strony prawnej oraz językowej byłoby to nawet trudno wykonalne.

Na czas pandemii zasady są jeszcze bardziej szczególne. Nawet wjazd na chiński załadunek pod granicą wiąże się z plombowaniem kabin. Kierowcy nie mogą wychodzić nawet do toalety, ani wręcz otwierać okien. Niemniej i na to znaleziono pewien sposób – Europejczycy często pozostają wówczas w hotelach po kazachskiej lub rosyjskiej stronie, natomiast chińską granicę przekraczają za nich wynajęci kierowcy z Azji Środkowej.

Trzeba też zaznaczyć, że wiele białoruskich i rosyjskich firm powszechnie kursuje w tym kierunku, a i w Polsce pojawiają się kolejne przedsiębiorstwa. Wszystko odbywa się też pod ochroną karnetu TIR. Przejazdy do Chin nie są już więc tak ekstremalną egzotyka, jak miało to miejsce kilka lat temu. Trasy pokonują nawet zestawy z naczepami typu mega, a ciągniki wcale nie są pojazdami starszych generacji. Doskonale widać to po nagraniu z kazachsko-chińskiej granicy, prezentowanym w następującym artykule: Film z dojazdu ciężarówką do chińskiej granicy – w roli głównej zestawy Primum

Czy natomiast pracy na trasach do Chin nie zabraknie? O to raczej nie trzeba się martwić. Ekonomiczne media dopiero co obwieściły, że sytuacja w transporcie morskim z Chin jest po prostu dramatyczna. To efekt niedawnego zamknięcia chińskich portów, w ramach ochrony przed pandemią. Teraz terminale kontenerowe już działają, ale z ogromnymi opóźnieniami. Statki czekają po 2 tygodnie na wpłynięcie do portów, a ceny frachtu morskiego z Szanghaju do Rotterdamu poszybowały o ponad 500 procent w górę. Istnieją też obawy, czy opóźnienia te uda się rozładować do Bożego Narodzenia. A skoro statki są zablokowane, to odpowiedzią mogą być właśnie ciężarówki. Niczym w latach 70-tych, gdy europejscy przewoźnicy masowo ruszyli do krajów Półwyspu Arabskiego: Scania 143 500 z firmy “Astran” i tło historyczne, czyli dlaczego ciężarówki jeździły kiedyś na Bliski Wschód