Jak kierowcę można oszukać z umową-zleceniem, czyli historia pana Marka ze Słupska ku przestrodze

ER40068

Głos Pomorza opublikował wczoraj artykuł, który powinien być przestrogą dla wszystkich osób, którym proponuje się pracę na tzw. umowach śmieciowych. Chodzi tutaj o pana Marka ze Słupska, który zawarł w sierpniu umowę-zlecenie z pewnym przedsiębiorcą transportowym spod tego samego miasta. Umowa przewidywała ponad dwutygodniową pracę, za którą słupszczanin miał dostać opodatkowane 1680 zł, a także drugie tyle sposobem popularnie określanym jako „pod stołem”. Dlaczego tak? Pan Marek podobno szukał stałej pracy z normalną umową, lecz takowej znaleźć mu się nie udało, więc postanowił skorzystać z tej niekoniecznie legalnej okazji.

Ponad dwa tygodnie sierpnia pan Marek spędził w trasie, a kiedy wrócił, udał się do firmy po pieniądze. Nie dostał jednak ani zapisanych w umowie 1680 zł, ani oczywiście tej drugiej, już „nieoficjalnej” części. Szef po prostu powiedział, że pieniędzy chwilowo nie ma i tyle. Teraz nie odbiera on zaś telefonów i tylko wysyła SMS-y, mówiące, że firma ma problemy finansowe i wypłata będzie za jakiś czas. Czy jednak będzie? Tego oczywiście nie wiadomo.

Pan Marek chciał zwrócić się z całą sprawą do inspekcji pracy. Ta jednak zajmuje się tylko osobami posiadającymi umowę o pracę, a umowy o dzieło lub umowy-zlecenia po prostu jej nie dotyczą. Podobno jedyne, co można zrobić, to zgłosić sprawę do sądu cywilnego. I tutaj mamy jednak problem – odzyskanie drugiej części wynagrodzenia, które miało być przekazane poza umową, będzie tutaj praktycznie niemożliwe. Nie dość, że kierowca nie ma żadnego poświadczenia, że pieniądze te mu się należą, to gdyby przyznał się do swoich żądań, sąd może ukarać go za chęć oszukania urzędu skarbowego.