Od kilku dni świat obiegają zdjęcia ciężarówki, która zniszczyła bardzo kosztowne Ferrari GTC4Lusso. Samochód wyceniany na 260 tys. dolarów, czyli ponad milion złotych, został zmiażdżony przez amerykański ciągnik siodłowy marki Volvo Trucks. I jak się okazuje, miała to być kwestia świadomego działania.
Początkowo pojawiały się najróżniejsze wersje tej sytuacji. Mówiło się między innymi o tym, że czynu dokonali wściekli kierowcy ciężarówek, po tym jak pracodawca obniżył im pensje w związku z koronawirusem. Wtedy jednak sprawę w swoje ręce wzięli dziennikarze portalu „The Drive”. Skonsultowali oni sprawę z lokalną policją, ustalili dane przewoźnika i dotarli do źródła, które sami określają jako bardzo wiarygodne. Później wszystko zostało też potwierdzone przez firmowych kierowców.
Jak podaje „The Drive”, zniszczenie Ferrari miało być dziełem świeżo zatrudnionego kierowcy. Już w czasie pierwszej trasy pokłócił się on z przewoźnikiem i po zjechaniu na bazę w Chicago usłyszał decyzję o zwolnieniu. Firma chciała mu przy tym opłacić wszystkie przejechane dotychczas mile (w USA płacenie od mili jest w większości legalne), zwrócić koszty zakupu materaca do kabiny sypialnej (to też w Ameryce norma, kierowcy nie korzystają z materacy po kimś), a nawet zapłacić za bilet powrotny do domu.
Zwalniany nie przystał na tę propozycję, chcąc pozostać w firmie. Następnie rozpoczął ostrą dyskusję i wypowiedział następujące słowa: „To teraz zobaczysz co to znaczy ze mną pogrywać”. Wsiadł w Volvo i przy świadkach ruszył na zaparkowane pod firmą Ferrari, należące do niedoszłego szefa. Niewiele też brakowało, by sam właściciel firmy został potrącony. Uciekł on spod kół w ostatniej chwili, po czym powiadomił o sprawie policję.
Jaki dokładnie był powód kłótni oraz zwolnienia, a także jakie konsekwencje wyciągnęła policja? Niestety, na ten temat brakuje konkretnych informacji. Sama policja nie chce wchodzić w szczegóły, tłumacząc to ochroną danych osobowych.