Kenworth K100 jako ciekawostka ze Szwajcarii – egzemplarzy, który odwiedził Polskę i historia całej floty

kenworth_k100_friderici_polska_5

Artur Grzebisz z Siedlec podesłał mi na początku tygodnia zdjęcia ciężarówki, która przywiozła ze Szwajcarii pusty wagon kolejowy do firmy, w której pracuje on na co dzień . Kiedy zobaczyłem te fotografie, moje serca od razu mocniej zabiło. Widniała na nich bowiem prawdziwa legenda jednocześnie amerykańskich i europejskich szos – Kenworth K100 Aerodyne w barwach szwajcarskiej firmy Friderici.

Żeby zrozumieć moje ogólne podekscytowanie, proponuję cofnąć się aż do roku 1975. Wówczas to szwajcarskie przedsiębiorstwo transportowe Friderici podjęło decyzję o rozszerzeniu floty o nowe ciężarówki nadające się na bardzo długie trasy. Musiał być to naprawdę  wytrzymały, a jednocześnie stosunkowo komfortowy sprzęt, gdyż Szwajcarzy masowo jeździli w tamtych latach na Bliski Wschód, regularnie osiągając na kołach takie kraje jak Irak, Iran, czy nawet Pakistan. Co więcej, Friderici woziło od czasu do czasu także ładunki ponadnormatywne, więc nowe ciężarówki musiały mieć mocne silniki, które poradzą sobie z kilkudziesięciotonowym obciążeniem. I tak oto wybór padł… na amerykańskiego Kenwortha.

Do Szwajcarii przywieziono z USA dziesiątki fabrycznie nowych egzemplarzy modelu K100 wyposażonego w kabinę sypialną oraz naprawdę legendarny silnik – dwusuwowego diesla V8 Detroit Diesel serii 92, który oferował niesamowitą jak na tamte lata moc 435 KM, a jednocześnie wydawał dźwięki niczym z wyczynowych samochodów sportowych. Co ciekawe, samochody te zostały skonfigurowane nie tylko jako ciągniki siodłowe 4×2 i 6×4, lecz także jako typowo europejskie zestawy z przyczepami na obrotnicy, które naprawdę przedziwnie prezentowały się w połączeniu z amerykańskimi kabinami. Z drugiej jednak strony trzeba tutaj zaznaczyć, że w połowie lat 70-tych jazda ciężarówką rodem z USA po Europie była odrobinę mniejszą ekstrawagancją niż dzisiaj – w wielu zachodnich firmach pracował wówczas Mack serii F, czy White Road Commander, a ponadto nie brakowało firm, które trudniły się masowym sprowadzaniem amerykańskich konstrukcji do Europy. Miało to związek m.in. ze stosunkowo wysokim komfortem oferowanym przez te pojazdy, mniejszą niż obecnie przepaścią konstrukcyjną między ciężarówkami z USA i z Europy, a także po prostu popularnością pojazdów z silnikiem pod kabiną w samej Ameryce, dzięki czemu można było je znaleźć w ofercie każdego tamtejszego producenta.

Film poniżej: Kenworthy z Friderici w trasach na Bliski Wschód pod koniec lat 70-tych

Co nie jest chyba dla nikogo niespodzianką, legendarny „Ken” szybko wyrobił sobie w firmie Friderici doskonałą opinię, okazując się po prostu doskonałym wołem roboczym do najtrudniejszych zadań. A że o normach Euro i niemieckim mycie nikt wówczas nawet nie myślał, to szaro-żółte ciężarówki służyły firmie przez długie lata. O zastąpieniu egzemplarzy kupionych w 1975 roku zaczęto myśleć dopiero w drugiej połowie lat 80-tych, na następcę wybierając oczywiście również Kenwortha K100. Miała być to już jednak nowa generacja modelu wyróżniająca się prostokątnymi reflektorami oraz nowoczesną kabiną Aerodyne z wysokim dachem. Zmiany miały zajść także pod kabiną – zamiast dwususowego Detroit Diesla wybrano jednostkę Caterpillar 3406E.

kenworth_k100_friderici_historia

Nowe Kenworthy trafiły do Friderici pod koniec lat 80-tych. Możliwe, że pierwsze dostawy datowano na 1989 rok, choć tego akurat nie jestem pewien. Co natomiast wiadomo na pewno, to że Szwajcarzy postawili tym razem na tylko jedną konfigurację – ciągnik siodłowy 6×4, który nadawał się przede wszystkim do transportu ponadnormatywnego. Dlaczego? No cóż, pod koniec lat 80-tych drogowy przewóz towarów na Bliski Wschód był już powoli przeszłością, a ponadto Friderici stało się w międzyczasie firmą silniej wyspecjalizowaną, odchodząc od zwykłych plandek i zajmując się głównie transportem ponadnormatywnym.

Kolejna generacja modelu K100 również była samochodem bardzo udanym,, lecz nie zmienia to faktu, że w międzyczasie europejscy producenci zrobili kilka ogromnych korków do przodu, podczas gdy w latach 90-tych amerykańskie „cabovery” nadal były bardzo podobne do konstrukcji z wczesnych lat 70-tych. Kupione pod koniec lat 80-tych Kenworthy odpracowały więc swoje, ale pod koniec lat 90-tych w flocie zaczęły całkowicie dominować konstrukcje europejskie, z Iveco Eurostar na czele. Co jednak stało się z amerykańskimi klasykami, który już zrezygnowano z ich eksploatacji? Trafiły one oczywiście do kolejnych właścicieli, z czego egzemplarz z numerem 98 ewidentnie cały czas ciężko pracuje w transporcie ponadnormatywnym. To właśnie on przyjechał bowiem w tym tygodniu do firmy, w której pracuje Artur. Auto było w naprawdę fantastycznym stanie wizualnym, choć licznik kilometrów zdążył się już pewnie nieraz obrócić. Najwyraźniej ciężarówka trafiła więc w ręce miłośnika, który chce zachować ją dla przyszłych pokoleń. A że użytkuje ją jeszcze na co dzień, to jeszcze lepiej, wszak pojazdom użytkowym z pracą najbardziej do twarzy.

Powyżej można zobaczyć numer 98 we wczesnych latach swojej pracy (źródło: truckpassion.blogspot.pl). Niżej czeka natomiast pełna galeria fotografii, które w tym tygodni zrobił mu Artur, za co oczywiście serdecznie dziękuję. Niestety zdjęć wnętrza nie udało się zrobić, bo kierowca smacznie spał po długiej trasie.

kenworth_k100_friderici_polska_5 kenworth_k100_friderici_polska_4 kenworth_k100_friderici_polska_3 kenworth_k100_friderici_polska_2 kenworth_k100_friderici_polska_6 kenworth_k100_friderici_polska_7