Kamery zamiast lusterek nadają się tylko dla ciężarówek – nietypowa decyzja Mercedesa

Pod koniec ubiegłego tygodnia Mercedes-Benz pokazał osobowy model EQS. To taka elektryczna odmiana S Klasy, wyładowana ultranowoczesnym wyposażeniem i mogąca kosztować około pół miliona złotych. Albo nawet i więcej.

Wspominam o tym za sprawą pewnego elementu wyposażenia. Otóż dziennikarze z branży „osobówkowej” od razu zwrócili uwagę na obecność klasycznych lusterek. Mercedes-Benz EQS nie otrzymał bocznych kamer, choć ma na przykład takie dodatki, jak 56-calowy ekran na desce rozdzielczej. Dlaczego więc technologia znana z Actrosa nie trafiła do elektrycznej limuzyny? Prezes koncernu Daimler wypowiedział się na ten temat w wywiadzie, podając dwa dosyć zaskakujące powody.

56-calowy ekran, zastępujący całą deskę rozdzielczą:

Po pierwsze, obawiano się o… chorobę lokomocyjną. Inżynierowie stwierdzili, że stałe obserwowanie oddalającej się sytuacji za pojazdem mogłoby prowadzić do mdłości. Prawdopodobnie istotne znacznie miałby tutaj fakt, że EQS jest znacznie węższy od ciężarówki, więc ekrany znalazłyby się bardzo blisko kierowcy i pasażera. Stale znajdowałyby się one w zasięgu wzroku i stąd też obawy o szkodliwy efekt.

Drugim powodem była opłacalność. Mercedes-Benz dokładnie wyliczył jak bardzo spadnie zużycie prądu po zdemontowaniu lusterek i ograniczeniu w ten sposób oporu aerodynamicznego. Następnie też sprawdzono ile prądu zużyłyby kamery i wyświetlacze, gdyby zastąpić nimi lusterka. I jak wskazały te obliczenia, oszczędność wynikająca z lepszej aerodynamiki nie zrekompensowałaby prądu potrzebnego dla dodatkowych układów. Po raz kolejny mamy więc wyraźną różnicę między autem osobowym oraz ciężarówką.

Dla przypomnienia dodam, że demontaż bocznych lusterek może skutkować w ciężarówce nawet 2,5-procentową oszczędnością na paliwie. Tak podawał to Mercedes-Benz jeszcze przed oficjalną premierą nowego Actrosa. A gdy przeliczymy przez 2,5 proc. na przykład 25 litrów na 100 kilometrów, robi się już naprawdę spora oszczędność.