Kabina zmiażdżona między chłodnią a walking floorem – 69-letni kierowca nie żyje

Choć doniesienia o najechania na tył są już zupełną codziennością, nadal dochodzi do wypadków, które szczególnie dają do myślenia. Niewątpliwie można przy tym wskazać wczorajsze zdarzenie z niemieckiej autostrady A2.

Wypadek miał miejsce w popołudniowym szczycie, około godziny 16.40. Ruch na autostradzie A2 przed węzłem Kamener był wówczas utrudniony, po tym jak 20 minut wcześniej doszło do zdarzenia z wyciekiem paliwa. Coś takiego skutkowało oczywiście zatorem na prawym pasie, a holenderski kierowca Iveco S-Way prawdopodobnie w ogóle nie zauważył tego zagrożenia lub spostrzegł je w ostatniej chwili. Jego zestaw wbił się bowiem w poprzedzający zestaw z chłodnią, uderzając w niego pełną szerokością kabiny.

Trzeba tutaj podkreślić, że Iveco ciągnęło załadowaną naczepę o ruchomej podłodze, z angielskiego zwaną „walking floor”.. To pojazd o sztywnym i ciężkim charakterze, który dodatkowo docisnął kabinę od tyłu. Najechana naczepa chłodnicza też nie uległa poważniejszym uszkodzeniom, wyginając się jedynie w zakresie drzwi, a więc i tutaj nie doszło do ratującego życie rozproszenia energii. A gdy połączymy to wszystko z centralnym charakterem uderzenia, wyjątkowo poważne obrażenia kierowcy były niestety do przewidzenia.

Za kierownicą Iveco okazał się siedzieć doświadczony, 69-letni kierowca. Tak naprawdę można powiedzieć, że Holender od kilku lat mógł być na emeryturze. W transporcie doczekał jednak ostatniego dnia, gdyż po wydobyciu z kabiny i przetransportowaniu do szpitala w Dortmundzie mężczyzna zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Ponadto rannych zostało dwóch kierowców poprzedzających ciężarówek, w tym także zestawu z chłodnią. Tutaj wymienia się 47-letniego Polaka i 49-letniego obywatela Austrii, choć na szczęście ich obrażenia nie były poważne.

Wspomniany, centralny charakter uderzenia zwraca też uwagę czymś jeszcze. To kolejny przykład na to, jak obecność obowiązkowego radaru odległościowego nie uratowała życia kierowcy, pomimo teoretycznie sprzyjających warunków. Iveco S-Way w europejskim konfiguracjach nigdy nie było nawet dostępne bez radaru, a prezentowany egzemplarz generalnie był dosyć świeży i bogato wyposażony (bliźniaczą sztukę, od tego samego przewoźnika, prezentowałem w tym artykule). Wygląda więc na to, że kierowca albo dezaktywował radar, albo też urządzenie samo przeszło w stan uśpienia. Mogło to nastąpić na przykład w wyniku naciśnięcia hamulca przez kierowcę, co jest problemem szerzej przedstawianym w następującym tekście: Dlaczego automatyczne hamowanie nie zapobiega najechaniom na tył – czy idea systemów jest błędna?

Poza tym warto zauważyć, że omawiany ciągnik siodłowy był zasilany płynnym gazem ziemnym (LNG). To wręcz szczególny egzemplarz na to paliwo, w którym hydraulika do ruchomej podłogi została umieszczona pod ramą, między zbiornikami. Domyślam się, że część osób mogłaby poczuć obawy związane z obecnością LNG przy tak poważnym uderzeniu, niemniej niemieccy strażacy nie wskazali na absolutnie żadne problemy związane z gazowymi zbiornikami, czy układem paliwowym. Działania ratunkowe odbywały się bez szczególnego kordonu bezpieczeństwa, czy innych środków tego typu.