Jelcz 325 z 1980 roku, jadący w ramach wyprawy „Śladami Uczestników 2024”, dotarł już w Himalaje. Tym samym do sieci trafiają kolejne filmy z trasy, pokazujące jak radzi sobie dawna, polska ciężarówka, a także jej załoga.
Po kilkutygodniowej przerwie, na youtubowym kanale @sladamiuczestnikow pojawiły się dwa nowe filmy pokazujące Jelcza w drodze. Pierwszy z nich przedstawia przejazd przez północne Indie, w kierunku granicy z Nepalem, drugi natomiast pokazuje początek przejazdu przez sam Nepal.
Przejazd do granicy:
Początek przejazdu przez Nepal:
Oba powyższa materiały obficie pokazują egzotykę lokalnego ruchu. W Indiach są to kolejne zmagania z olbrzymimi korkami, a także kolejna kolizja z wpychającym się w „martwe pole” samochodem osobowym. Za to w Nepalu widzimy znacznie spokojniejsze warunki, z transportem kompletnie zdominowanym przez motocykle i trójkołowce.
Jeszcze dzisiaj, o godzinie 16.00 czasu polskiego, na tym samym kanale pojawi się kolejne nagranie, tym razem prezentujące górski fragment przejazdu przez Nepal, prowadzący przez bardzo ciasno zabudowane miejscowości. Za to już jutro, również o godzinie 16.00, będzie można zobaczyć wjazd do nepalskiego miasta Pokhara, czyli do celu całego przejazdu. Tam rozpocznie się część wspinaczkowa, z którą możecie się już zapoznać w tekstowym dzienniku wyprawy, pod tym linkiem.
Film zaplanowany na poniedziałek (4 listopada, godzina 16.00):
Film zaplanowany na wtorek (5 listopada, godzina 16.00):
O co w tym wszystkich chodzi? Prezentowany Jelcz to replika dawnych ciężarówek polskich himalaistów, jakie w latach 70-tych oraz 80-tych wykorzystywano do transportu wspinaczkowego wyposażenia. Dlatego organizatorzy wyprawy „Śladami Uczestników 2024” postanowili dotrzeć tym pojazdem do nepalskiego miasta Pokhara, położonego u stóp ośmiotysięcznego szczytu Annapurna. Tam, w opuszczonej 45 lat temu bazie, uczczą pamięć trzech polskich wspinaczy, którzy zginęli w trakcie wejścia na Annapurnę Południową wiosną 1979 roku. W kabinie ciężarówki pojedzie nawet dwóch himalaistów, którzy osobiście uczestniczyli w wyprawie sprzed 45 lat, szczęśliwie schodząc wówczas z góry. Tym samym wrócą oni na miejsce wydarzeń z młodości po niemal pół wieku przerwy.
Jak wyliczają uczestnicy tegorocznej wyprawy, ciężarówki marki Jelcz aż czternastokrotnie służyły polskim himalaistom do transportu wyposażenia. Pierwszy taki wyjazd miał miejsce w 1971 roku, a ostatni odnotowano już w roku 1986. Najczęściej wykorzystywano przy tym model 315, o układzie osi 4×2, choć zdarzały się też wyjazdy z trzyosiowym modelem 316. Sposób organizacji był zwykle taki, że kilku uczestników wyprawy jechało Jelczem do Azji, osobiście prowadząc pojazd, a pozostałe kilkanaście osób dolatywało do nich samolotem. Oczywiście stanowiło to niemałe wyzwanie dla ciężarówek oraz ich załóg, co doskonale oddaje poniższy tekst z magazynu „Taternik” (wydanie 1/1983), a także współczesny wywiad z dawnym kierowcą.
Fragment artykułu z 1983 roku:
W r. 1978 KW Warszawa zorganizował swą pierwszą wyprawę w Himalaje – na piąty szczyt świata, Makalu (8481 m.). W planie było przeprowadzenie nowej drogi od przełęczy Makalu La (7410 m), ściśle granią północno-zachodnią […]
8-tonowy bagaż wyprawy przetransportowali Jedliński, Łapiński i Czerski samochodem ciężarowym PZA, Jelcz 316. Wyjechał on z Warszawy 5 lipca 1978 r. W dniu 17 sierpnia samochód został zatrzymany na cały tydzień na granicy pakistańsko-indyjskiej, z powodu nieformalności w „carnet de passage”. 6 sierpnia na przedmieściach Delhi nastąpiła poważna awaria: pękł wał korbowy w silniku. Po wielu zabiegach udało nam się sprowadzić nowy z kraju, zatrzymało nas to jednak w Delhi. 18 września – a więc z miesięcznym opóźnieniem – rozpoczął się przerzut bagażu samolotem z Biratnagaru do Tumlingtaru. […]
[…] W dniu 9 listopada ruszyła w dół karawana powrotna. Uczestnicy wrócili do kraju na przełomie listopada i grudnia, natomiast przejazd „Jelcza”, ze względu na wydarzenia w Iranie, przeciągnął się do połowy lutego 1979 r.
[…] Reasumując przyczyny niepowodzenia w Makalu należy widzieć w: 1) przestoju samochodu na granicy Indii i jego awarii w Delhi; 2) wielkiej powodzi w Indiach, która uniemożliwiła przerzut bagażu miejscową ciężarówką; 3) katastrofalnych opadach śniegu w początku października i w ich konsekwencji tragicznej śmierci A. Młynarczyka; 4) we wcześniejszym o ok. 10 dni nadejściu wiatrów przedzimowych.
Współczesny wywiad z dawnym kierowcą: