Historia o tym, jak Jelcz 574, tudzież Star 660, w 150 egzemplarzach dojechał z Polski do dalekiego Iraku

jelcz_574_star_660

Wielokrotnie już wspominałem o problemach logistycznych na morskich i kolejowych trasach między Europą a Bliskim Wschodem, które w drugiej połowie XX wieku skłoniły przewoźników do wysyłania w międzykontynentalne trasy także samochodów ciężarowych. Nie były to oczywiście trasy łatwe, co wiemy chociażby z opowiadań Pana Adama Frąckowiaka, kierowcy w firmie Pekaes Warszawa. Skoro jednak dojechanie do Iranu zachodnim Fiatem 190, ciężarówką stosunkowo nowoczesną, nie było łatwe, to jak mogła wyglądać trasa na Bliski Wschód za kierownicą niedotartego Stara 660? Na to pytanie odpowiedzi niestety nie znam, ale mogę za to opowiedzieć nieco więcej o tle takiego wyjazdu, zorganizowanego w przy udziale aż 150 egzemplarzy modelu 660, jakoś w połowie lat 70-tych.

Był to wyjazd do Iraku, związany z ożywioną wówczas wymianą handlową między tym krajem a Polską Rzeczpospolitą Ludową. Do Iraku wysyłaliśmy zarówno ekipy budowlane, które przygotowywały tamtejsze drogi, jak i na przykład samochody, takie jak Fiat 125p. W pewnym momencie polskie przedsiębiorstwo zdobyło jednak zamówienie także na samochody ciężarowe, konkretnie mobilne warsztaty o oznaczeniu Jelcz 574. Wielu z Was pewnie zaczęło się teraz zastanawiać co to w ogóle za model i dlaczego piszę o Jelczu, skoro na wstępie był Star? Sprawa jest bardzo prosta i typowa dla kooperacji tych dwóch producentów – Jelcz 574 to oznaczenie dla Stara 660 z jelczańską zabudową warsztatową, stosowane w przypadku samochodów na eksport, tudzież na rynek cywilny. Podobną historię mieliśmy także w przypadku Starów 25, które w wersji strażackiej funkcjonowały pod nazwą Jelcz 003. Wróćmy jednak do modelu 574 – samochód ten łączył w sobie bezkompromisowe podwozie o świetnych właściwościach terenowych z doskonale wyposażoną zabudową warsztatową, pozwalającą na pracę w warunkach polowych. W kontenerze znajdował się tutaj agregat spawalniczy, szlifierka, wiertarka, stoły monterskie, szafy pełne ręcznych narzędzi, a także podwieszane miejsca do spania dla trzech osób oraz turystyczne kuchenki. Idealny zestaw na przykład do naprawiania maszyn rolniczych w nie do końca rozwiniętym kraju.

Bo to właśnie z myślą o maszynach rolniczych Irak zamówił 150 jeżdżących warsztatów. Jelcz 574 zostały wybrany przez tamtejsze ministerstwo rolnictwa, a jego przyszłą pracą miała być praca na gigantycznych uprawach, często położonych daleko od cywilizacji. Zanim jednak Jelcze miały rozpocząć pracę przy wytwarzaniu żywności, czekała je bardzo trudna wyprawa do Iraku, prowadząca między innymi przez Jugosławię, Bułgarię oraz praktycznie całą Turcję. Jak pisał w 1975 roku magazyn „Młody Technik”, Polska miała tylko 2 miesiące na dostarczenie sporej przecież partii pojazdów, a realizacja całego przedsięwzięcia przypadła na okres między innymi blokady Kanału Sueskiego, wykluczającej inną formę transportu niż przejazd na kołach. W całym kraju zebrano więc grupę kierowców z bardzo dużym doświadczeniem i fabrycznie nowe Jelcze, niedotarte, wyposażone w miękki dach, oferujące zaledwie 73 km/h prędkości maksymalnej i wyposażone w benzynowy, 105-konny silnik S-47, ruszyły w liczącą około 4,5 tys. kilometrów tysięcy kilometrów trasę. Po drodze kierowcy zmagali się najróżniejszymi warunkami pogodowymi, od upałów na zachodzie Turcji, po śnieżyce w tureckich górach, a do tego doszła rzecz bardzo nietypowa, mianowicie konieczność odbycia przeglądu technicznego w specjalnie zaaranżowanym punkcie na terenie Bułgarii, po przejechaniu około 1,5 tys. kilometrów. Przegląd ten wynikał z zapisów harmonogramu serwisowania, którego oczywiście trzeba było się trzymać, aby nie zawieść irackiego klienta. Inna natomiast sprawa, że terenowe podwozie Stara 660, wyposażone w stały napęd dwóch tylnych osi oraz dołączoną oś przednią, pozwalało bez jakiegokolwiek stresu pokonywać słynne tureckie zjazdy, podjazdy i wszelkiego rodzaju zimowe niespodzianki.

I tak wszystkie 150 Starów, przepraszam, Jelczy dojechało do Iraku, tworząc po drodze 10-pojazdowe grupy wspomagane każdorazowo przez jadącego z nimi mechanika, a także osobę odpowiedzialną za organizację trasę. A Irakijczyków mógł tylko cieszyć fakt, że kiedy już wszystkie te ciężarówki dotarły do odbiorcy, były w pełni dotarte, a także miały za sobą pierwszy przegląd.

Na zdjęciu widoczny jest właśnie Jelcz 574, zaś źródło fotografii to kvzh.livejournal.com

Wspomniane na wstępnie opowieści Pana Adama Frąckowiaka znajdziecie TUTAJ.