Elektryczny zestaw kontra polskie ładowarki – to powinni zobaczyć urzędnicy

Więcej o nowych Scaniach na prąd przeczytacie tutaj: Pierwsze wrażenia z jazdy Scanią 45R – bardzo dynamicznie i bardzo oszczędnie


Unia Europejska przyjęła założenia, według których producenci ciężarówek są zmuszeni do rozwijania pojazdów elektrycznych. To oczywiście oznacza, że pojazdy te trzeba będzie komuś sprzedać, przekonując do elektrycznego napędu europejskie, w tym także polskie firmy transportowe. Stąd też biorą się tak liczne elektryczne premiery, a także drastyczne podwyżki opłat  drogowych dla ciężarówek spalinowych. Jeśli jednak urzędnicy realnie myślą o zrealizowaniu tych założeń, powinni wziąć sobie do serca poniższą historię.

Wszystko zaczęło się od nieplanowanych opóźnień na drodze, czyli rzeczy typowej dla branży transportowej. Przez to elektryczna Scania 40R, mająca wykonać testową trasę ze Szwecji do Turcji, niemal spóźniła się na prom do Polski i nie miała po drodze czasu na naładowanie baterii. Dlatego też pojazd dotarł do Gdyni z rozładowanymi akumulatorami, po dotarciu pod serwis Gdańsku mając dokładnie 1 procent energii i jakieś 7 kilometrów zasięgu. Tymczasem to właśnie tam, w Gdańsku, miałem tymczasowo przejąć stery tego zestawu, by ruszyć autostradą A1 w kierunku południowym. Dlatego też mogłem na własnej skórze zobaczyć, jak wygląda starcie rozładowanego, 16,5-metrowego, ważącego 38 ton zestawu z polskimi, szybkimi stacjami ładowania.

Sytuacja w Gdańsku:

Zacząć trzeba było oczywiście od wyjechania z Trójmiasta. Pozornie wydawało się to prostą sprawą, jako że mogliśmy pozostawić naczepę pod serwisem i skorzystać aż dwóch pobliskich, szybkich ładowarek. Pierwsza z nich, umożliwiająca wygodne podjechanie ciągnikiem, znajdowała się na stacji Orlen i… całkowicie odmówiła współpracy z ciężarówka, wyrzucając w aplikacji błędy. Trzeba było więc udać się pod ładowarkę z sieci Greenway, położoną po drugiej stronie ulicy, na bardzo ciasnym parkingu restauracji KFC. W praktyce oznaczało to konieczność cofnięcia pod prąd, by nie uderzyć w zadaszenie okienka „drive-through”, a następnie też zajęcia dwóch miejsc na ukos i usunięcia auta do dostaw przez pracownika KFC. Najważniejsze jednak, że aplikacja Greenway nie wskazała żadnych problemów i Scania zaczęła się ładować.

Ładowarka pod restauracją była umiarkowanie szybka, osiągając moc około 140 kW (pełne ładowanie, zapewniające około 400 kilometrów zasięgu, zajęłoby niecałe 5 godzin). Z uwagi na popularność tego miejsca, dwukrotnie podjechały też mniejsze auta elektryczne, podpinając się do tego samego urządzenia i zmniejszając moc o połowę. Dlatego po 2 godzinach zapadła decyzja, że podpinamy naczepę i ruszamy autostradą A1 na południe, w kierunku dwukrotnie mocniejszej ładowarki Ionity. Ta znajdowała się około 50 kilometrów dalej, na MOP-ie Olsze i… nie było szans się do niej dostać. Dojazd do ładowarki przybrał bowiem formę labiryntu z wysokich krawężników, więc można było tam podjechać co najwyżej samym ciągnikiem, a i to nie byłoby łatwe. Odpięcie naczepy okazało się natomiast niemożliwe, gdyż parking dla ciężarówek zajął akurat wojskowy konwój z amunicją, otoczony uzbrojoną obstawą i zmagający się z awarią jednego z pojazdów. To oczywiście sytuacja typowo losowa, ale przecież z takich składa się transportowa codzienność. Na szczęście mieliśmy jednak spory zapas zasięgu i mogliśmy ruszyć dalej, za nowy cel obierając MOP Malankowo za Grudziądzem, a w odwodzie mając też ładowarkę pod Toruniem.

Sytuacja w Malankowie:

W Malankowie pojawiła się miła niespodzianka – stacja ładowania Greenway okazała się ustawiona w taki sposób, że dało się pod nią podjechać bez odpinania naczepy. Trzeba było jednak przymknąć oko na znak zakazu, wymanewrować tuż obok transformatora i zachować dużą ostrożność przy zbliżaniu do ładowarki, wymierzając na tyle, by kabel sięgnął do gniazda, a jednocześnie kabina nie uderzyła w zadaszenie. Wszystko to na szczęście się udało, Greenway znowu zadziałał i Scania zaczęła ładować się z mocą 200 kW. Wystająca naczepa też gwarantowała, że nikt nie podjedzie obok i nie zmniejszy mocy ładowania o połowę.

Mój fragment przejazdu miał zakończyć się w Kutnie, gdyż tam mogłem złapać wieczorny pociąg do domu, do Poznania. A że pod Kutnem również znajdował się Greenway, na zdjęciach wydając się wystarczająco dużym dla zestawu, postanowiliśmy spróbować także i tej ładowarki. Po godzinie ładowania wycofałem więc spod ładowarki w Malankowie, na szczęście nie zahaczając o transformator, po czym ruszyłem w kierunku Kutna. Tam trzeba było zjechać z A1 na DK60 oraz pokonać krótki fragment wiejską drogą, jako że ładowarka znajdowała się pod pałacykiem zamienionym w hotel. Sam plac faktycznie był spory, a drzewa nad wiejską drogą odpowiednio przycięte, ale skręcenie na parking uniemożliwiały słupy, będąca pozostałością starego ogrodzenia. Nie było też żadnego miejsca, które pozwalałoby bezpiecznie odpiąć naczepę przed wjechaniem na plac. Musiałem więc przejechać do ciasnego skrzyżowania z inną wiejską drogą, tam z „duszą na ramieniu” udało się zawrócić, po czym dojechałem do parkingu od drugiej strony, omijając problematyczne słupy. Wówczas faktycznie byłem w stanie ustawić się z naczepą pod urządzeniem o mocy 200 kW.

Sytuacja pod Kutnem:

Jak sprawowała się przy tym sama ciężarówka? Naprawdę nie mógłbym nie pochwalić Scanii 40R, wszak to pojazd wyjątkowo przyjemny w prowadzeniu, dynamiczny, dobrze wyciszony oraz oszczędnie obchodzący się z prądem. Zwłaszcza nowa, sześciobiegowa przekładnia, stworzona specjalnie dla pojazdów elektrycznych, świetnie się tutaj sprawdza i nawet w czasie jazdy „na odcięciu” wyniki zużycia energii plasowały się poniżej średniego poziomu 120 kWh/100 km. Sam złapałem się nawet na tym, że po 200 kilometrach po prostu zapomniałem, że jadę elektrykiem, czując się po prostu jak w dopracowanym i mocnym ciągniku. Przyznam też, że wszystkie sytuacje opisywane powyżej były dla mnie ciekawym doświadczeniem. Nie zmienia to jednak faktu, że absolutnie nie chciałbym zmagać się z czymś takim na co dzień. Dlatego najwyższa pora, by przy planowaniu miejsc do ładowania wziąć pod uwagę istnienie samochodów ciężarowych, tworząc miejsca odpowiednie dla całych zestawów, zapewniające kierowcom bezstresowy dojazd . W Skandynawii takie miejsca już powszechnie występują, a wręcz zaskakują swoją ilością, natomiast w Polsce jak na razie miałem okazję opisywać tylko jedną inwestycję tego typu, ulokowaną pod serwisem Scanii w Nadarzynie: Pierwszy polski hub do ładowania ciężarówek – 200 kilometrów zasięgu w 45 minut.

Dobra wiadomość jest taka, że wspomniany przejazd ze Szwecji do Turcji, przez Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię, powinien pomóc w zdiagnozowaniu oraz nagłośnieniu takich problemów we wschodniej części Unii Europejskiej. Prezentowaną Scanią, a także towarzyszącemu jej, elektrycznemu Volkswagenowi ID7, jadą bowiem pracowniczki centrali firmy Scania, które na co dzień są bezpośrednio zaangażowane w rozwiązania dla elektromobilności. Przez większość czasu za kierownicą zestawu będzie można spotkać Ines Kasumovic, Menadżerkę Rozwiązań dla Elektromobilności, a pomocy w doborze ładowarek udzielą jej Louise Törnsten, Menadżerka Produktu Elektromobilności, oraz Amanda Gerdval, Menadżerka ds. Rozwoju Biznesu. Sam jestem więc bardzo ciekawy, jak będą wyglądały ich wnioski z dalszego całego przejazdu i czy gdzieś spotkają się z podobnymi problemami, jak miało to miejsce wczoraj.