Gdy mowa o ciężarówkach elektrycznych, eksperci snują coraz bardziej pozytywne przewidywania. Planowany termin odejścia od diesli jest wręcz przyspieszany, a nadchodzący sukces tego typu napędu określa się wręcz niepodważalnym. Na tym tle mocno wyróżnił się więc raport holenderskiej organizacji BOVAG, zrzeszającej firmy z branży serwisowej.
W 2019 roku BOVAG przedstawiło przed przewoźnikami bardzo pozytywne zapowiedzi. Organizacja szacowała, że potrzeby serwisowe będą w ciężarówkach elektrycznych o 65 procent mniejsze niż w pojazdach z silnikami diesla. Miało to wynikać ze znacznie prostszej konstrukcji ich napędów, z mniejszą ilością części ruchomych i z niemal całkowitym wyeliminowaniem materiałów eksploatacyjnych.
Wystarczyły jednak trzy lata, by BOVAG odwołało tak pozytywny scenariusz. W ubiegłym tygodniu organizacja aktualizowała bowiem swój raport, a wraz z nim też przywidywania dotyczące zmniejszenia potrzeb serwisowych. Zamiast wspomnianego spadku 65-procentowego, ma on teraz wynosić zaledwie 35 procent. Jeśli więc te przewidywania się sprawdzą, ciężarówki elektryczne będą spędzały w serwisach tylko o jedną trzecią mniej czasu niż pojazdy spalinowe.
Skąd ta zmiana? BOVAG wyjaśnia to znacznie wolniejszym rozwojem pojazdów elektrycznych niż zakładano to w 2019 roku. W związku z tym wolniej przebiega też eliminowanie „chorób wieku dziecięcego” z układów napędowych, odpowiednie przygotowywanie serwisów i zdobywanie doświadczenia przez mechaników. Wszystko to ma sprzyjać potencjalnym problemom eksploatacyjnym i w efekcie skutkować częstszymi wizytami w warsztatach.
Należy tutaj podkreślić, że przewidywania BOVAG dotyczą okresu do 2030 roku, a więc obejmują najbliższe osiem lat. Niewykluczone, że w późniejszym okresie potrzeby serwisowe elektryków znacznie bardziej spadną, niemniej na dzień dzisiejszy jest to jeszcze niemożliwe do określenia.