Dwie dekady oszukiwania na ciężarowej emisji spalin – wpadła ciężka marka Toyoty

Toyota częściowo zrywa współpracę z producentem samochodów ciężarowych Hino. Firmy nie będą już razem uczestniczyły w prestiżowych, ekologicznych projektach, a także ograniczą swoje wspólne plany. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Hino w większości należy właśnie do… Toyoty.

Ten zaskakujący wstęp prowadzi nas do najnowszej afery z normami emisji spalin. Na jaw wyszły oszustwa marki Hino, która podczas emisyjnych testów wykorzystywała nielegalne, zmanipulowane oprogramowanie. Innymi słowy, to niemal taka sama afera, jak słynny „Diesel Gate” z udziałem silników TDI w Volkswagenie.

Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, Hino zaczęło swoje oszustwa co najmniej w 2003 roku, kontynuując je przez całe dwie dekady. Na wszystkich rynkach miało to objąć 300 tys. pojazdów różnej klasy, w tym między innymi ciężkich ciągników siodłowych. Mogło to też dotknąć lekkich ciężarówek marki Toyota, które technicznie wywodziły się właśnie z marki Hino.

Hino przyznało się już do oszustw i poinformowało o sprawie japoński rząd. W pierwszej reakcji giełdowa wartość firmy spadła o 10 procent, a przy okazji oberwało się też całemu koncernowi Toyota. Ten ostatni, posiadający w Hino większościowy pakiet udziałów (dokładnie 50,1 procent), natychmiast stracił 2,6 procent giełdowej wartości. Do tego Toyota ma z tą sprawą ogromny problem wizerunkowy, w końcu mowa o koncernie słynącym z ekologicznych modeli, zasilanych hybrydami, a ostatni też napędem wodorowym.

Na zdjęciach, od góry: Hino w Australii, USA oraz Japonii