Czeski kierowca ciężarówki przeżył katastrofę w Genui – jechał tą trasą pierwszy raz, był pewny, że umrze

W nawiązaniu do tekstów:

We Włoszech zawalił się autostradowy wiadukt – wraz z samochodami jezdnia spadła na budynki

Historia kierowcy ciężarówki, którego tylko centymetry dzieliły od krawędzi wiaduktu w Genui

Katastrofa w Genui: Iveco Daily, które zawisło na przewodach oraz nowe informacje na temat zdarzenia

Już na pierwszych zdjęciach z katastrofy w Genui można było zobaczyć wrak białego Mercedesa Actrosa z naczepą (fotografia nad tekstem). Ciężarówka leżała wśród zgliszczy kołami do góry, mając wyraźnie uszkodzoną kabinę. I choć taki widok zapowiadał najgorsze, kierowca tego pojazdu żyje, ma się dobrze i opowiedział mediom o swoich doświadczeniach.

Kierowcą ciężarówki okazał się 46-letni Czech Martin Kucera. Pracuje on w firmie Sped-IT, pracuje w zawodzie już od 23 lat i regularnie jeździ właśnie do Włoch. Jak jednak przyznał w wywiadzie, na wiadukcie w Genui znalazł się po raz pierwszy w życiu, w wyniku niecodziennych okoliczności.

Przez ostatnie lata pan Kucera miał zwyczaj pokonywać tę okolicę inną trasą. Tym jednym razem, właśnie 14 sierpnia, postanowił natomiast zaznać pewnej odmiany. Posłuchał się więc nawigacji satelitarnej i ruszył w kierunku feralnego wiaduktu. Co więcej, krótko przed wjazdem na wiadukt Czech zatrzymał się na obowiązkową, 45 minutową przerwę. Gdyby ruszył po niej na czas, z pewnością uniknąłby katastrofy. Na parkingu został jednak na nieco dłużej, poświęcając na postój około godziny.

W następstwie tego wszystkiego, w czasie gdy Actros z naczepą jechał po wiadukcie, pod ciężarówką nagle zaczęła osuwać się jezdnia. Martin Kucera miał wówczas pomyśleć, że zaraz umrze. Miał też nadzieję, że wszystko odbędzie się szybko i bezboleśnie. A jednak, mężczyzna przeżył uderzenie w ziemię, nie stracił przytomności i nawet mógł poruszać rękoma i nogami. Z chwil bezpośrednio po uderzeniu zapamiętał zupełną ciszę i krwawienie, które próbował powstrzymać ręcznikiem. Jak się później okazało, krwawił przez złamanie nosa, mając też kilka złamanych żeber oraz ogólne potłuczenia.

Gdy na miejscu katastrofy pojawili się pierwsi ratownicy, czeski kierowca zaczął do nich machać. Mniej więcej dwie godziny po zdarzeniu był już natomiast w szpitalu, pozostając tam na tydzień, do minionej środy. W wywiadzie podkreślił też, że gdy tylko wróci do pełnego zdrowia, znowu wsiądzie za kierownicę ciężarówki.