Csepel D754 z kabiną Jelcza do kupienia za 20 tys. zł – unikatowa oferta z Węgier

Za równowartość około 20 tys. złotych, na Węgrzech można kupić wyjątkowo ciekawego klasyka. Jest to Csepel D754, czyli ciężarówka będąca połączeniem węgierskiej, polskiej oraz niemieckiej myśli technicznej.

Pojazd wystawiono w internetowym ogłoszeniu, dostępnym pod tym linkiem, a sprzedający oczekuje kwoty 1,7 miliona forintów, czyli właśnie około 20 tys. złotych. Co też ciekawe, samochód stoi w miejscowości Drávaserdahely, położonej na samym południu Węgier, około 2 kilometry od granicy z Chorwacją. To dobra wiadomość w kwestii stanu blacharskiego, jako że klimat jest tam bardzo łagodny i nawet zimą średnie temperatury nie chodzą poniżej zera.

Jak twierdzi właściciel, układ napędowy ciężarówki jak najbardziej działa. Brakuje jedynie przedniego mostu napędowego, a więc z układu 4×4 pojazd przekształcił się w 4×2. W starych ciężarówkach to dosyć częsta sytuacja, ale trudno też określić ją szczególnie dużym problemem. Co za to bardzo ważne, Csepel ma pod kabiną oryginalny silnik – 10,5-litrową, 192-konną jednostkę marki Raba-MAN, wytwarzaną na Węgrzech na niemieckiej licencji. Jest też 6-biegowa skrzynia niemieckiego ZF-a, również montowana do tego pojazdu oryginalnie.

Do tego dochodzi kompletnie zachowane nadwozie, które dla nas może być rzeczą najciekawszą. Jest to bowiem nieco inaczej wyposażona kabina z Jelcza serii 300, różniąca się głównie umiejscowieniem reflektorów, elementami pulpitu, czy też kierownicą. Csepel otrzymywał to nadwozie jako gotowy produkt, w ramach współpracy między Polską Rzeczpospolitą Ludową a Węgierską Republiką Ludowa. Jelcz wysyłał na południe swoje kabiny, podczas gdy węgierska Raba odwdzięczała się głównie mostami napędowymi.

Łatwo sobie wyobrazić, jak duże zainteresowanie taki Csepel wzbudziłby na polskich drogach, zwłaszcza gdyby solidnie go odrestaurowano. Wiele osób byłoby zapewne przekonanych, że to po prostu stary Jelcz z nietypowymi zmianami na kabinie. Gdyby ktoś natomiast wiedział co to Csepel, przecierałby zapewne oczy ze zdziwienia. A że moda na odrestaurowywanie ciężarówek jest w Polsce coraz silniejsza, można mieć nadzieje, że ktoś wybierze się na południe Węgier i przywiezie tę pamiątkę po dawnej, węgiersko-polskiej motoryzacji. Tym bardziej, że nawet na Węgrzech jest to już ciężarówka unikalna, znacznie rzadziej widywana w ogłoszeniach niż ma to u nas miejsce z Jelczami.

Fabrycznie nowe ciężarówki Csepel pod fabryką:

Na koniec należy się jeszcze małe wyjaśnienie historyczne. Ciężarówki marki Csepel są tak rzadkie, gdyż jeszcze w czasach żelaznej kurtyny, w latach 70-tych, ich wytwarzanie ograniczono do minimum. Rządowe plany nakazały firmie przestawienie się na produkcję podzespołów, wytwarzanych dla innej węgierskiej marki, mianowicie Ikarusa (cała ta historia tutaj). Ciężarówki składano zaś głównie z części pozostałych w magazynach, w bardzo krótkich seriach. To również dlatego firma nie rozwijała własnych kabin, lecz korzystała właśnie z importu z Polski. W dużej mierze było to też sprzęt dedykowany na krótkie trasy, do prac komunalnych, czy budowlanych. Stąd napęd 4×4 oraz pulpit do obsługi zabudowy, które pojawiły się w omawianym egzemplarzu. Choć, co doskonale znamy także z naszego kraju, w okresie przemiany ustrojowej zdarzały się też zupełnie inne zastosowania. Pierwsi prywatni przewoźnicy kursowali Csepelami także w nieco dalszym transporcie, a nawet zachowały się pewne pamiątki po przejazdach międzynarodowych. Jeden z takich przykładów możecie zobaczyć poniżej, z opisem pod następującym linkiem: Csepel D-750 wiozący z Zachodu używane, rozbite auta – transport przemiany ustrojowej