Powyżej: prezentacja filmowa
Po ubiegłorocznej premierze na targach Solutrans we Francji, Ford F-Line dotarł także do Polski. Ciężarówka właśnie przeszła serię krajowych prezentacji, a jednocześnie na drogach pojawiły się pierwsze egzemplarze demonstracyjne. Dlatego wybrałem się ostatnio do jednego z dealerów Ford Trucks, firmy Turbańscy z Głuchowa w Wielkopolsce, by przygotować powyższy film oraz odbyć jazdę próbną.
Sylwetka nadwozia mówi tutaj sama za siebie – Ford F-Line to bezpośredni następca Forda Cargo. Z poprzednika zachowała się ogólna charakterystyka pojazdu, a wraz z nią też ogólne przeznaczenie. Bo choć w pierwszej chwili przepis na tę ciężarówkę może wydawać się kompletnie nietypowy – łącząc ciężkie podwozie, pełnowymiarowy napęd i kabinę o szerokości zaledwie 2,2 metra – to po bliższym spotkaniu F-Line okazuje się konstrukcją o spójnym charakterze, przygotowaną z myślą o konkretnych warunkach eksploatacji.
Ford F-Line (po naszej lewej) obok Forda F-Maxa:
F-Line na dodatkowych zdjęciach:
Na wstępie rozprawmy się z kilkoma zastrzeżeniami. Przede wszystkim, to absolutnie nie jest samochód na trasy dalekobieżne, nawet w prezentowanej wersji z podwyższonym dachem. Wnętrze jest bowiem wąskie i ograniczone przez tunel silnika, łóżka i schowki trzeba zaliczyć do niewielkich, a na liście fabrycznych opcji nie znajdziemy żadnej lodówki. Do tego dochodzi raczej średnie wyciszenie kabiny i układ jezdny o sztywnych nastawach. Mówiąc więc krótko, jeśli ktoś planuje wysłać Forda w kilkudniowe trasy, nadal powinien zdecydować na F-Maxa, nie zastanawiając się nad F-Line.
Gdzie natomiast mniejszy model może się odnaleźć? W czasie jazdy próbnej szybko doszedłem do wniosku, że F-Line najlepiej czuje się w ruchu regionalnym, na drogach powiatowych lub wojewódzkich, w tym także na trasach dosyć mocno zaniedbanych. Gdy bowiem musiałem pokonać właśnie taką drogę, wąska kabina potrafiła okazać się zaletą, ograniczona siła wspomagania dawała dobre wyczucie kolein, a sztywno zestrojone zawieszenie – z resorami z przodu, czterema poduszkami z tyłu oraz czterema sprężynami pod kabiną – ułatwiało zapanowanie nad zestawem. Sprzyjała też prostota obsługi całego wnętrza, nadal zdominowanego przez przełączniki i pokrętła, a nie przez wielkie ekrany. Choć trzeba też podkreślić, że F-Line otrzymał pełną zgodność z nową unijną listą obowiązkowego wyposażenia, czyli mamy tutaj między innymi boczny radar „martwego pola”, rozbudowany radar przedni, kamerę cofania, czy system rozpoznawania ograniczeń prędkości, informujący o ewentualnym przekroczeniu limitu sygnałami dźwiękowymi.
12,7-litrowy silnik, wspólny z większym F-Maxem, mile zaskakiwał szybką reakcją na wciśnięcie pedału gazu. Choć więc mowa o ciągniku 450-konnym, rozwijającym umiarkowany moment obrotowy 2300 Nm, trudno było narzekać na dynamikę. Ciekawie wypadło też połączenie mostu tylnego o przełożeniu 2,46 oraz nowej, aż 16-biegowej skrzyni zautomatyzowanej, będącym dziełem tureckiej spółki Ford Otosan (odpowiedzialnej za ciężarowe Fordy). Przy takiej ilości biegów wachlarz przełożeń był bardziej niż wystarczający do dynamicznego rozpędzenia, a jednocześnie prędkość 85 km/h wypadała przy sensownej wartości około 1100 obr./min. To dolna partia użytecznych obrotów silnika, jako że maksymalny moment obrotowy mamy tutaj między 1000 do 1300 obr/min. Sam proces zmiany biegów odbywał się bardzo szybko i zazwyczaj sensownie, a jeśli już wymagał jakiejś poprawy, to raczej dlatego, że silnik wszedł na zbyt wysokie obroty niż został nadmiernie przyduszony. Przy okazji też podkreślę, że Ford F-Line nadal dostępny jest za skrzynią manualną, jako jedna z ostatnich ciężarówek na unijnym rynku. W ciągniku może to być 16-biegowy ZF, a w podwoziu również 9-biegowy Eaton.
Jeśli chodzi o ergonomię miejsca pracy, to przygotowaną ją głównie z myślą o wysokich osobach. Kolumna kierownicza jest bowiem mocno wysuniętą w stronę fotela, podczas gdy pedały znajdują się stosunkowo głęboko. Choć więc kolumna kierownicza nie miała regulacji wzdłużnej, przy wzroście 190 cm zaskakująco dobrze odnalazłem się na lewym fotelu, mogąc prowadzić z wygodnie zgiętymi łokciami. Co też charakterystyczne dla tej kabiny, z lewego fotela bez problemu mogłem sięgnąć po przedmiot leżący na siedzisku pasażera – to uświadamia jak blisko środka pojazdu umieszczona jest tutaj pozycja kierowcy. Mogłem też sięgnąć do co najmniej czterech różnych uchwytów na kubek oraz dużej przegrody na podręczne przedmioty, umieszczonej obok gniazd 12V, 24V, USB oraz USB C. Przyznam, że taki wybór mile mnie zaskoczył. Za to sam fotel miał okrojony zakres regulacji i niestety płasko zbudowane oparcie, zupełnie nie przypominając foteli stosowanych w większym Fordzie F-Maxie. Zauważyłem też brak elektrycznej regulacji mniejszych, szerokokątnych lusterek, co w połączeniu z ograniczonym zakresem otwierania szyb bocznych było nieco uciążliwe.
Na osobny akapit zasługuje wsiadanie do kabiny, czyli element szczególnie istotny w ruchu lokalnym. Tutaj F-Line okazuje się nietypowy, wszak pozycja kierowcy przesunięta jest mocno do tyłu, a nad stopniami mamy kolumnę kierowniczą nieustawiającą się idealnie do pionu. W praktyce było jednak wygodniej niż się spodziewałem, a przy tym wyraźnie łatwiej niż w poprzednim modelu Cargo. Stopnie ułożono bowiem w schodkowy sposób, zawężający się ku górze, a prawa poręcz jest wyjątkowo długą, częściowo będąc poprowadzoną w poziomie. Dodatkowo siedziska pasażera opuszczało się niemal do podłogi, ułatwiając w ten sposób wsunięcie tułowia pod kierownicę.
Osobno opiszę też wariant z niższym dachem, który miałem okazję obejrzeć w ramach prezentacji statystycznej, bez wyjeżdżania na drogi. Dolna partia kabiny miała tutaj takie same wady i zalety, jak w przypadku wyższego nadwozia z ciągnika. Za to u góry pojawiła się zaskakująco duża różnica, gdyż przewidziano tam tylko jedną kieszeń 1DIN, zajętą przez cyfrowy tachograf. W efekcie CB radio musiało zostać zamontowane bardzo klasyczną metodą, będąc przykręconym na szczycie deski rozdzielczej.
Niższy wariant nadwoziowy:
Na koniec mam jeszcze coś do porównania. To zdjęcia przedstawiające Forda F-Maxa w nowej wersji limitowanej Select, wprowadzonej jesienią ubiegłego roku. W połączeniu ze zdjęciami modelu F-Line, pozwala to zobaczyć jak bardzo różne potrafią być ciężarówki marki Ford Trucks, zwłaszcza pod względem miejsca pracy kierowcy i warunków wypoczynkowych w sypialni. Przyznam, że gdy tylko przesiadłem się z F-Line do F-Maxa, by ustawić go do zdjęć, poczułem się jak w pojeździe kompletnie innej klasy. Uderzyło mnie o ile lepiej wyciszona jest ta dalekobieżna kabina, o ile bardziej komfortowy jest układ jezdny i jak bardzo manewrowanie ułatwia aktywny układ kierowniczy, z nowym, elektrohydraulicznym wspomaganiem. Efektu dopełniał też fakt, że prezentowany egzemplarz został dodatkowo upiększony z zewnątrz, jeżdżąc we własnej flocie firmy Turbańscy.
W ramach kontrastu, Ford F-Max Select: