Ciężarówki zderzyły się z dzikiem na autostradzie A4 – poległ nawet solidny klasyk

Jadąc autostradą, a już tym bardziej za nią płacąc, człowiek spodziewałby się odpowiedniego zakresu bezpieczeństwa. W tym na przykład pasa awaryjnego na całej długości, wiaduktów bez ograniczeń wysokościowych, czy skutecznego zabezpieczenia przed zwierzyną. Tymczasem autostrada A4 pozostaje od tego wszystkiego wyjątkiem…

Powyższe zdjęcie zostało wykonane właśnie na autostradzie A4, na odcinku między Gliwicami a Kędzierzynem-Koźle. W nocy z piątku na sobotę ciężarowy Freightliner zderzył się tam z dorosłym dzikiem. Zwierzę wybiegło na jezdnię tuż przed samochodem, nie pozostawiając kierowcy żadnych szans na zatrzymanie.

Charakterystyczną ciężarówkę zapewne znacie z wcześniejszych artykułów. Jest to amerykański ciągnik z 1987 roku, a więc kawał solidnego sprzętu, z potężnym zderzakiem wykonanym z 3-milimetrowej stali. Skoro zaś dzik zdołał wygiąć taki element, siła uderzenia musiała być naprawdę ogromna. Aż strach pomyśleć co zostałoby tutaj ze współczesnego pojazdu, a zwłaszcza z auta osobowego lub nawet dostawczego.

Niestety na uszkodzonym zderzaku oraz zabitym dziku sprawa się nie skończyła. Martwe zwierzę wpadło pod podwozie Freightlinera i uszkodziło w nim lewy zbiornik paliwa. Chwilę później na zwłoki dzika najechał też kolejny ciągnik, tym razem w formie współczesnego Mercedesa Actrosa. W jego przypadku uszkodzeniu uległ prawy zbiornik.

Łącznie z obu ciężarówek wyciekło na jezdnię około 600 litrów oleju napędowego. Na miejsce przybył nie tylko patrol autostradowy, ale także cztery zastępy straży pożarnej oraz policja. Wkrótce pojawił się też mobilny serwis, który naprawił Mercedesa i umożliwił mu powrót na trasę. Za to z Freightlinerem sprawa była znacznie bardziej skomplikowana.

Jako że uszkodzeniu uległ tam główny zbiornik, zjazd z autostrady wymagał stworzenia prowizorycznej konstrukcji z niewielkiego baniaka na paliwo, opasek oraz węży. Pojawiały się też problemy z uzyskaniem odpowiedniej szczelności i unikaniem zapowietrzenia. W efekcie samochód zjechał z autostrady dopiero nad ranem.

Jeśli zaś chodzi o zderzak, to prawdopodobnie nie będzie się on nadawał do naprawy. A że samochód ma mieć jak najbardziej oryginalny charakter, będąc zarejestrowanym jako zabytek, dorobienie czegoś we własnym zakresie raczej nie wchodzi w grę. Wszystko może się więc skończyć na sprowadzeniu używanego zderzaka ze Stanów Zjednoczonych.

Tutaj od razu wspomnę o policji, która znalazła się na miejscu zdarzenia z bardzo konkretnego powodu. Wezwał ją „Henry Hill”, czyli sam właściciel Freightlinera, mając nadzieję, że policyjny raport ułatwi mu uzyskanie odszkodowania za straty. Jak jednak stwierdzili funkcjonariusze, lepiej nie robić sobie na to wielkich nadziei. Bo choć mowa tutaj o autostradzie, kawałek wcześniej stały znaki ostrzegające przed dziką zwierzyną. Patrol autostradowy sprawdził też okoliczne ogrodzenie, nie dopatrując się żadnych dziur. Trudno będzie więc oskarżyć zarządcę dróg o jednoznaczne zaniedbanie.

Faktem też jest, że to nie było pierwsze tego typu zdarzenie na A4 w okolicach Gliwic. We wrześniu 2019 roku w wypadku z jeleniem zginął 41-letni policjant. Mężczyzna ten jechał jako pasażer w osobowym Volkswagenie Passacie, a uderzone zwierzę przebiło przednią szybę i wpadło do wnętrza samochodu. Wtedy również ogrodzenie nie było uszkodzone i nie wskazywano żadnej winnej strony. Tłumaczono tylko, że jeleń mógł wejść na autostradę w okolicach węzłów, gdzie siatek zabezpieczających oficjalnie nie przewidziano.