Ciężarówki marki Jelcz w trasach na Bliski Wschód, dzielnie pracujące na jugosłowiańskich rejestracjach

jelcz_jugoslawia_bliski_wschod

We wczorajszym odcinku Wspomnień z trasy do Iranu w barwach PEKAES Warszawa pojawiło się zdjęcie powyższej grupy pojazdów, wykonane na wschodzie Turcji, między miastami Horasan a Erzincan. Na pierwszy rzut oka można tutaj stwierdzić, że jedną z jadących w przeciwnym kierunku ciężarówek jest Jelcz, dlatego też zapytałem o tę sprawę Pana Adama Frąckowiaka, autora wspomnień. A oto odpowiedź, którą otrzymałem:

Tak, jest to nasz Jelcz, tylko że na jugosłowiańskich rejestracjach i tych samochodów Jugosłowianie mieli więcej. Jeździli nimi również do Iraku. Można im było tylko współczuć. Te samochody niestety nie nadawały się do takich jazd. Przewoziły ładunki maksymalnie do 16 ton. Pod te strome i długie podjazdy po prostu nie mieli czym podjechać, nie mówiąc już o zjeździe.

I faktycznie, Jugosłowianie w latach 80-tych odbierali większe ilości ciągników siodłowych marki Jelcz, a nawet zachowała się po tym telewizyjna pamiątka. Jest to fragment „Dziennika Telewizyjnego” z 1984 roku, który opowiada o motoryzacyjnej współpracy między Polską a Jugosławią. Jej elementami był polski montaż autobusów Ikarus-Zemun i jugosłowiański import Jelczy, a do tego wspomina się także o Bliskim Wschodzie.

Jelcz na jugosławiańskich rejestracjach, w tym przypadku model 417, pojawia się także na poniższym zestawieniu zdjęć z tras na Bliski Wschód. Jest to zestawienie brytyjskie, ale prezentujące samochody z całej Europy, zaś w 4:23 pojawia się właśnie produkt naszego przemysłu motoryzacyjnego.

A na koniec warto jeszcze przypomnieć legendarny program „Sonda”, w którym prezentowano swego czasu i Jelcza 417, i C620. Ten drugi był wówczas jeszcze prototypem, wyróżniając się unoszoną osią wleczoną i fabrycznym spojlerem. Tymczasem 417 prezentowano jako ciężarówkę z bardzo nowoczesnym zespołem napędowym, zgodnym z obowiązującymi w Europie trendami. Jednostka ta miała 6 cylindrów, 11,1 litra pojemności, turbosprężarkę i generowała nieco ponad 240 KM, oczywiście bazując na brytyjskiej technologii koncernu Leyland. Dla porównania, Fiat 190 NC, którym Pan Adam jechał na Bliski Wschód, miał 17,2 litra pojemności, osiem cylindrów i aż 330 KM, pomimo braku turbosprężarki. Podobne moce oferowały wówczas także turbodoładowane Volva F12, czy też Renaulty serii R.